sobota, 24 maja 2014

Szpony mroku

Lucy
     Przygotowania trwały trzy miesiące. Przez ten czas uczyłam się walczyć. Pozwolili mi. Nie chcieli komplikacji. Jestem gotowa. Za wszelką cenę uwolnię przyjaciółkę. Jeśli nie pozwolą mi jechać ukryję się gdzieś i zabiorę z nimi. Jestem przygotowana na taką możliwość.
     Dostałam kiedyś od królowej srebrny sztylet napełniony magią ducha. Zabieram go ze sobą. Nie muszę się już martwić o broń. Mam nadzieję, że Alice jest cała i zdrowa.
     Niedługo wyruszamy. W obozie zapanowało poruszenie. Szykują się. Musieli dostać list.
    
    Przez grubą zasłonę chmur przeświecają poranne promienie słońca. Przytulają kwiaty, które zachłannie wyciągają główki w ich stronę. Zapach deszczu unosi się jeszcze w powietrzu. Pełno krokusów rośnie na łące.
     Nie wiem czy uda nam się ujść z życiem. Adamowi udało się zwieść nas wszystkich. Mam tylko nadzieję, że Alice domyśliła się kim on jest.
     
     Warkot zapalanego silnika wyrwał mnie z zamyślenia. Ruszają. Wymknęłam się z namiotu. I wpadłam na jednego z przydzielonych mi strażników.
     - Gdzie się wybierasz?- spytał przytrzymując mnie ramieniem.
     - Przecież już ruszamy to chyba oczywiste, że ja także jadę.- odpowiedziałam lodowatym głosem wbijając w niego ostre spojrzenie.
     - Nie mogę ci na to pozwolić.- odpowiedział odwracając głowę. - Dostałem rozkaz. Nie mam pozwolić ci iść z nimi. Przepraszam. - szepnął i zaprowadził mnie z powrotem do namiotu.
    Nie będą mnie tu trzymać. Upewniłam się ,że strażnik nie patrzy i wymknęłam się podnosząc materiał z tyłu namiotu. Kryjąc się w cieniu drzew podbiegłam do najbliższego samochodu i wślizgnęłam się do niego.
Po kilku minutach wsiedli do niego milczący strażnicy. Jechaliśmy ponad godzinę. Zdrętwiały mi nogi, ale nadal siedziałam cicho. Chodziło przecież o Alice. Nagle samochód zatrzymał się i strażnicy wyszli.
    Wymknęłam się z samochodu i ukryłam między drzewami. Po jakimś czasie usłyszeliśmy straszliwy wrzask oraz towarzyszący mu trzask łamanego drewna. Z lasu wybiegła grupka ludzi. Jeden z nich trzymał na ramieniu Alice.  Zerwałam się na nogi krzycząc:
     - Puść ją!- któryś ze strażników zauważył mnie i szarpnął za ramię.
     - Nie powinno cię tu być. - syknął  w moją stronę.
Kątem oka zauważyłam zamieszania i postać biegnącą w naszą stronę. Alice powaliła strażnika na ziemięi warknęła w jego stronę:
     - Nie dotykaj jej!
Po chwili byłam w jej ramionach. Ściskała mnie z całej siły. Odwzajemniłam uścisk.
     - Tak się cieszę, że cię widzę.- szepnęła.


Alice
     - Gdzie jest Christian?- spytałam wszystkich. Bonnie i Clementine odwróciły oczy a Tristan pokręcił głową.- Okey. Jak nie chcecie nic powiedzieć to sama go poszukam.
Bonnie zrobiła wielkie oczy i szturchnęła Clementine, która zaczęła zawzięcie kręcić głową.
     Tristan przepchnął się między Loganem i Lorenem. Ruszył w moją stronę. Odruchowo zaczęłam uciekać. Złapał mnie w pasie przyciskając poje ręce wzdłuż ciała unieruchomił je i zerwał mi klucz z szyi. Zaczęłam się szarpać i machać nogami.
     - Puszczaj. Nie zostawię tu Christiana. - Tristan tylko potrząsnął mną w odpowiedzi i ruszył po cichu w stronę muru. - Zacznę krzyczeć- warknęłam
     April ruszyła w moją stronę i zakleiła mi usta taśmą. Co to ma być porwanie? Nie mogłam ruszać rękami , gdyż Tristan miażdżył mi je w stalowym uścisku. Rzucił klucz Bonnie a ta wcisnęła go w mur i przekręciła. Ściana ustąpiła przed nami a gdy tylko znaleźliśmy się po drugiej stronie zatrzasnęła się z powrotem nie zostawiając jakichkolwiek śladów.
     Zaczęli biec. Podskakiwałam na ramieniu Tristana jak szmaciana lalka. Gdy tylko odeszliśmy od muru usłyszeliśmy straszliwy wrzask wściekłości i trzask wybijanej szyby. Obok Tristana ze świstem wylądowała krzesło. Ciśnięte z taką siłą zaryło w ziemię łamiąc się na części. Gdyby nie refleks mojego „porywacza” już bym nie żyła.
     Wbiegliśmy na polanę pełną strażników, wtedy zza drzewa wyłoniła się Lucy i krzyknęła do Tristana:
     - Puść ją!- wtedy doskoczył do niej strażnik i porwał ją za ramię. Tris puścił mnie a ja w odpowiedzi przyłożyłam mu w klatkę piersiową. Przewrócił się na plecy rozpaczliwie łapiąc oddech. Zerwałam taśmę z ust.
     - To za taśmę, a to…- kopnęłam go w brzuch i szepnęłam pochylając się nad nim -…za całą resztę. Odwróciłam się od niego i ruszyłam biegiem w stronę Lucy. Szarpała się ze strażnikiem. Jednym ciosem posłałam go na drzewo warcząc:
     - Nie dotykaj jej.- po czym przytuliłam Lucy z całej siły szepcząc - Tak się cieszę, że cię widzę.
Zaszlochałam rozpaczliwie w jej ramię. Wszystkie nagromadzone emocje wypłynęły ze mnie niczym huragan.
 

Lucy
      Alice płakała chyba pierwszy raz od wielu lat. Jej twarz wyrażała za razem ulgę i ból. Nagle przerwała jakby sobie coś przypomniała.
     - Ty. -wrzasnęła odwracając się w stronę czarnookiego chłopaka.- To wszystko twoja wina.- ruszyła w jego stronę, jej twarz wyrażała autentyczny gniew. Chłopak skulił się pod jej spojrzeniem. Nie rozumiem. Przecież był od niej wyższy i dwa razy silniejszy. Czego się obawiał?
     Alice pewnym krokiem podeszła do niego i wymierzyła mu cios w twarz.
     - Dlaczego.- warknęła.- Dlaczego nie pozwoliłeś mi go poszukać.- straszliwie wrzeszczała. Wszyscy strażnicy odsunęli się o krok. Co się dzieje? Na twarzy chłopaka odmalował się strach. Ciemnowłosa dziewczyna stojąca obok szepnęła coś czego nie zdołałam usłyszeć. - Milcz. - wrzasnęła na nią Alice. Złapała ją za rękę i powaliła na ziemię przydeptując twarz butem. Złapała czarnookiego za koszulę i przyciągnęła do siebie gotując się do kolejnego ciosu.
     - Alice?- szepnęłam podchodząc do niej.
     - To nie twoja sprawa Lucy. Zostaw to.- odszepnęła nie odwracając się do mnie.- Nie mieszaj się do tego.
     - Oczywiście, że to moja sprawa. Jesteś moją przyjaciółką. Nie zostawię cię.

Odwróciła się do mnie. Zawahała się chwilę po czym puściła chłopaka i odeszła w stronę samochodów.
     - Chodź Lucy.- szepnęła do mnie łapiąc mnie za rękę. - A ty - wskazała na swoją ofiarę.- Nie zbliżaj się do mnie nigdy więcej. Nienawidzę cię.- rzuciła lodowatym głosem.- Żałuję każdej spędzonej z tobą chwili. - warknęła wpatrując się w niego. W jego oczach zobaczyłam ból. Jej słowa cięły niczym żyletki. Odwróciła się do mnie.- Nie chcę o tym rozmawiać. Jasne?
     Przytaknęłam jej i wsiadłyśmy do wozu. W obozie słyszałam jeszcze jak Alice płacze, ale nie miałam odwagi spytać. Coś dziwnego się z nią działo.


sobota, 3 maja 2014

Plan ucieczki

Droga Alice
     Jestem szczęśliwa, że nic ci nie jest. Twój mały przyjaciel zdołał pokazać nam drogę do ciebie. Jest tylko jeden mały problem. Nie możemy dostać się do twierdzy, w której się znajdujesz. Za duże prawdopodobieństwo, że zostaniemy przyłapani i On (tak wiem o nim) zabierze was tam gdzie nigdy was nie znajdziemy.
     Musisz znaleźć sposób aby się stamtąd wydostać niepostrzeżenie. My zajmiemy się resztą. Niestety teraz nastanie zima. Śnieg oznacza dla nas zgubę. Pozostawimy ślady. Musimy zaczekać do wiosny.
Mam nadzieję, że nic ci się nie stanie przez ten czas.
Lucy

     Niemożliwe mam czekać całe trzy miesiące na ratunek. Co ja będę tu robić. Nagle naszła mnie szalona myśl.
     - A może po prostu nauczę się panować nad swoją mocą?- zastanowiłam się - Czy to coś da? Zdecydowanie tak.
Tak więc postanowione. Przez następne tygodnie uczyłam się pod czujnym okiem Christiana wraz z innymi panować nad sobą. Przedmioty jak na zawołanie stawały przede mną w ogniu.  Później przyszła kolej na wodę. Christian miał rację potrafiłam panować nad wszystkimi żywiołami. Jednak najlepiej pracowało mi się z ogniem. Podczas obiadu Mysz obraziła mnie więc z odkręciłam kran i nakierowałam strumień wody na nią. Wyglądało to niesamowicie. Woda płynęła w powietrzu z łazienki przez korytarz i kuchnię aż do salonu by wylądować na kunsztownie ułożonej fryzurze Myszy.
      Tristan rozpracował wreszcie co go blokowało. Nauczył się tak jak ja podpalać przedmioty, zapalać się na zawołanie, a nawet tworzyć kulę ognia, którą można było ciskać we wrogów.
    
  Pewnego dnia wyszliśmy na dwór, brnęliśmy przez skrzypiący śnieg. Odciągnęłam Mysz na bok szepnęłam jej do ucha.
     - Rozruszamy tych leniuchów? - spojrzała na mnie pytająco, ale się zgodziła.  Razem stworzyłyśmy ogromne lodowisko pośrodku ogrodu. Usiadłam na ławeczce. Uniosłam stopę odzianą w strasznie ciężkie buciory. Machnęłam ręką i podeszwa buta natychmiast okryła się lodem. Namalowałam palcem w powietrzu wzór i stworzyłam płozy łyżew.
     Wywołałam tym niemałe zamieszanie. Każdy z obecnych poddał się temu zabiegowi i po chwili lodowisko zapełniło się śmiejącymi się parami dampirów.
     - Dziękuję ci - usłyszałam głos Christiana tuż przy swoim uchu.
     - Ależ to nic takiego.
     - Sprawiłaś, że znów się śmieją. Ostatnio bardzo ciężko pracowali przyda im się trochę rozrywki. -
ścisnął moją rękę po czym się oddalił. Ten facet mnie zadziwia. Po chwili ktoś wziął mnie pod rękę i pociągnął na środek lodowiska. Odwracając się zobaczyłam szeroki uśmiech Tristana. Mknęliśmy po lodzie omijając roześmiane Bonnie i Clementine prowadzające się pod rękę z Aeronem i Loganem. Mysz kręciła piruety z Lorenem. Chyba po raz pierwszy widziałam jej uśmiech. Gdy się uśmiechała jej twarz rozjaśniała się. Muszę przyznać, że gdyby nie udawała Królowej Śniegu mogłabym się z nią zaprzyjaźnić.
    
  Później przyszły lekcje z powietrzem. Potrafiłam utrzymać przeróżne przedmioty w powietrzu . Tworzyłam małe tornada porywające papiery z biurek. Gdy zaczęłam pracować z ziemią rozwalałam ściany, tworzyłam tunele ciskałam kamieniami. Jednak najlepszym okazał się duch. Potrzebowałam do tego wielu godzin medytacji, ale udało mi się coś osiągnąć. Gdy tylko wystarczająco się skupiłam z moich pleców wyrastały anielskie skrzydła ze złoto białymi piórami takimi jak w moich włosach. Potrafiłam panować nad umysłem innej osoby. Wtłaczaj ej swoje myśli sprawiać żeby myślała, że są jej. Nakłaniać ją do zrobienia czegoś  czego nigdy by nie zrobiła. Nawet do morderstwa.


Nastała wiosna. Czas wtajemniczyć innych  w mój plan. Ścisnęłam klucz wiszący na mojej szyi i zaprowadziłam wszystkich do lustra. Tylko po drugiej stronie mogliśmy spokojnie porozmawiać.