piątek, 13 marca 2015

Czarna podnieta

???
     Ciche szepty strun trącanych palcami rozbrzmiewają echem po pustej przestrzeni.
Nie chcę więcej uciekać.
Nie chcę cierpieć.
Nie chcę więcej widzieć twarzy patrzących na mnie z pogardą.
Nie chcę także płakać. To oznaka mojej słabości.
Nie jestem słaba.
Nigdy już nie będę.
Choćbym miała zedrzeć sobie skórę z rąk, zdejmę te kajdany. Odrzucę wszystko co mnie zatrzymuje. Będę wolna.
Zabiję każdego kto wejdzie mi w drogę.
Czuję bicia serc wszystkich ludzi, których darzę nienawiścią. Słyszę ich szepty. Kłębią się wokół mnie. Zaciskają szpony wokół mojej szyi. Duszę się. Ten okropny smród zgnilizny wpełza przez szczeliny w ścianach.
Zapomniałam spalić ciała.
     - Chyba zaczęły się rozkładać. - moją twarz wykrzywił morderczy uśmiech.
Uczta zaraz się zacznie. Nóż idealnie wpasował się w uścisk mojej dłoni. Pod ścianą cicho pobrzękiwały łańcuchy. Szlochy i błagania o życie.
Żałosne.
Ohydne.
Bezcelowe działania.
Odrzuciłam nóż w kąt i złapałam za ciężką obsydianową kosę, która lśniła od szkarłatnych kropel krwi spływających po krętych wzorach na jej powierzchni. Oblizałam jej brzeg.
Cóż za cudowny smak.
Moje mętne spojrzenie powędrowało do właściciela owej cudownej krwi.
    - Ciebie nie zabiję. – moje palce spoczęły na jego podbródku.- Masz cudowne oczy. – czerwone jak zachód słońca oczy wpatrywały się tępo w sufit nade mną . - Ciebie zabiorę ze sobą…jesteś taki pyszny.

    Rozkazałam umieścić go w najlepszej z komnat gościnnych. Teraz mogłam zająć się tym co robiłam wcześniej.
Czyste krótkie cięcia powodowały, że ofiara natychmiast mdlała.
    - Nuda.- odrzuciłam kosę, złapałam za bicz z czarnej skóry i powędrowałam w przeciwną stronę.
Zbliżyłam się cicho do czarnowłosego mężczyzny.
    - Dzisiejszej nocy będziesz krzyczeć dla mnie.- wyszeptałam mu do ucha.

sobota, 19 lipca 2014

Wzburzone uczucia

Lucy

     Każdy trzask, czy szelest przyprawiał mnie o dreszcz. Wiem, że gdzieś blisko czai się niebezpieczeństwo. Czuję  na sobie czyjś wzrok.
     Nagle z zamyślenia wyrywa mnie czyjś cichy szloch.  Dyskretnie wyjrzałam z namiotu i zobaczyłam jak światło gaśnie w namiocie Alice. Nie wiem co jest przyczyną jej ostatniego zachowania. Bez zastanowienia pospieszyłam do niej. Zajrzałam do namiotu i zobaczyłam Alice zakopaną w kocach. Wślizgnęłam się do niej i położyłam obok. Bez słowa wtuliła się we mnie i wydała zduszony jęk. Z całej siły przyciskała dłonie do twarzy by powstrzymać płynące łzy. Skuliła się obok mnie i wydawała się jakaś mniejsza. Jej smutek ścisnął mnie za serce. Przytuliłam ją mocno i czuwałam przy niej tak długo aż wreszcie się uspokoiła. Wtedy pozwoliłam sobie na odpoczynek. To ty zawsze byłaś moim oparciem więc chociaż raz ja będę twoim.- pomyślałam i uścisnęłam jej dłoń.

    Wychodząc z namiotu ziewnęłam przeciągle i skierowałam się w stronę strumienia.
     - Tylko nie odchodź daleko. Niedługo ruszamy - wykrzyknęła w moją stronę Alice. Choć blada wyglądała zdecydowanie lepiej niż wczoraj. Posłała mi słaby uśmiech. Odwróciłam się i pospieszyłam do strumienia. 

     Odświeżona wodą ze strumienia wciągałam bluzką przez głowę, kiedy zauważyłam ruch kątem oka. Obróciłam się szybko i trafiłam nosem w czyjąś muskularną klatkę piersiową. Podniosłam wzrok i zobaczyłam usta skrzywione w uśmiechu. Czerwone oczy wwiercały się w moją duszę. Długie kły wbijały się boleśnie w dolną wargę. Dwie stróżki krwi spływały z mu ust uświadamiając mi niebezpieczeństwo w jakim się znalazłam. Wrzasnęłam i zaczęłam się szarpać czym uszczęśliwiłam strzygę.
     Nagle coś sobie uświadomiłam. Jest południe. Promienie słońca prześlizgują się między liśćmi i spoczywają na moim napastniku. Ten jednak nie zmienił się w pył. Stał tam w pełnym słońcu z drwiącym uśmieszkiem na twarzy.
     - Strach wymalowany na twojej ładnej buzi jest dla mnie niczym nagroda.- wycharczał jej do ucha. - Krzycz dla mnie kochanie. Chcę cię słyszeć. - pochylił się w moją stronę i przejechał językiem po obojczyku.
Jęknęłam cicho zamknięta w jego kamiennym uścisku. Wykręciłam głowę, żeby nie widział moich łez.
     - Co jest kochanie. Dlaczego nie krzyczysz? -  przechylił moją głowę odsłaniając szyję i zatopił kły.
Straszliwy ból przeszył moje ciało. Nie mogłam powstrzymać krzyku.
     - Alice. Pomóż mi proszę. - nic więcej nie zdołałam powiedzieć przez zaciśnięte gardło
     - Nareszcie.- warknął.- Już myślałem, że jej nie wezwiesz. Wtedy musiałbym się tam pofatygować sam. Ominąłby mnie darmowy posiłek... A teraz czas zacząć negocjacje.
Na polanę wbiegli strażnicy otaczając strzygę.


Alice

     Lucy coś długo nie wracała. Mam nadzieję, że nic jej nie jest. Zaczęłam pakować rzeczy do toreb. Niedługo wyjeżdżamy. Nie miałam ochoty patrzeć na Tristana więc skierowałam się w stronę lasu. Usiadłam pod drzewem i zakryłam oczy dłonią chowając się przed promieniami słońca. Usłyszałam szelest obok siebie i czyjeś kroki. Podniosłam wzrok i zobaczyłam nad sobą April z rękami założonymi na biodrach. Pokręciła głową i usadowiła się obok mnie nakrywając twarz słomianym kapeluszem.
     - Wyglądasz jak półtora nieszczęścia. - mruknęła w moją stronę.
     - Ty też nie najgorzej. - odparłam. Po czym parsknęłyśmy śmiechem.
     - Dzięki.- szepnęłam odwracając  głowę.
     - Za co?- zdziwiła się April.
     - Dawno się już tak nie śmiałam.
Wyjrzała na mnie zza kapelusza i odparła.
     - Ja też.- uśmiechnęłyśmy się do siebie.

Nagle od strony strumienia dobiegł mnie krzyk. To Lucy. Wołała moje imię. Rzuciłam się biegiem w tamtą stronę. Gdy tylko wpadłam na polanę moje serce zatrzymało się na chwilę. W strumieniu stał Christian trzymając Lucy w żelaznym uścisku. Zaśmiał się.
     - Czekałem na ciebie skarbie.

Lucy
     Chwilę po Alice na polanę wbiegli strażnicy. Otoczyli nas. Z twarzy Christiana nie znikał uśmiech. Zauważyłam także, że poluźnił uścisk zajęty wpatrywaniem się w Alice. Sięgnęłam do kieszeni spodni wyciągając srebrny sztylet, który dostałam od królowej kiedy odwiedziła Akademię.
      Odepchnęłam rękę Christiana z całej siły i wykorzystując jego zaskoczenie wbiłam mu sztylet w serce.  Zatoczył się jego oczy na chwilę zmieniły kolor na jadeitowy przytaknął mi i złapał moje dłonie. Sztylet wszedł tylko do połowy jednak gdy on złapał mnie za dłonie spojrzałam mu w oczy. Błagał mnie bym go zabiła. Pociągnął sztylet w swoją stronę. Gdy ostrze zatapiało się w jego ciało oczy znowu stały się czerwone. Białe światło oślepiło mnie gdy tylko sztylet zniknął po rękojeść. Poczułam magię płynącą przez moje dłonie. Chyba zemdlałam bo gdy otworzyłam oczy klęczałam na ziemi przed Christianem, który pochylał głowę. Jego ramiona za trzęsły się gdy wydarł mu się zduszony jęk.
     - O mój boże. - zakryłam usta dłonią.  Wszyscy strażnicy ogłuszeni leżeli na ziemi. Alice siedziała oparta o drzewo. Co tu się stało? Christian złapał mnie za rękę.
    - Dziękuję.- szepnął a po jego twarzy zaczęły płynąć łzy. Chwileczkę czy ja właśnie zmieniłam strzygę w dampira? Zaśmiałam się zaskoczona. W tak niespodziewany sposób dowiedziałam się, że posiadam moc ducha. Wiedziałam ,że sztylet jest nią przepełniony, ale nie wiedziałam, że sama ją posiadam.
     Nagle usłyszałam szelest za sobą. Alice wstała z ziemi trzymając się za głowę. Spojrzała na swoją dłoń. Z rany na czole ciekła jej krew.
     - Alice.- szepnęłam i wyciągnęłam do niej dłoń.
Spojrzała w moją stronę, ale nie na mnie tylko na Christiana. W jej oczach zapłonął gniew.
     - Ty.- warknęła.
     - Alice wszystko ci wytłumaczę.- odparł drżącym głosem Christian.
Jednak ona chyba wcale nie zauważyła, że nie jest już strzygą. Nie jestem pewna czy w ogóle zaakceptowała to , że nią był.
     - Ty… okłamałeś mnie.- zaśmiała się straszliwie, po czym jej twarz przeszył grymas gniewu. - Odpowiesz za to.
     - Alice…- nie zdążył dokończyć.
     - Zamknij się. Nie będę cię słuchać. To wszystko twoja wina. - wrzasnęła.
     Nagle jej oczy stały się czarne jak noc. Włosy uniosły się na wietrze , a gdy tylko opadły nie były już śnieżnobiałe. Kruczoczarny kolor odcinał się na jej białej skórze. Pióra we włosach zabarwiły się na czarno z czerwoną końcówką. Z pleców wystrzeliły skrzydła unosząc ją w powietrze. Christian zerwał się na równe nogi. Złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę lasu.
     - Musimy uciekać. Zabije nas jak tylko się zatrzymamy.- krzyknął przedzierając się przez krzaki. Ponad drzewami słychać było bicie skrzydeł w powietrze i straszliwy śmiech mojej przyjaciółki.  Po chwili Chris szarpnął mnie mocno w swoją stronę, a tam gdzie przed chwilą stałam wylądowała z impetem ognista kula.
     - Teraz oboje jesteśmy jej celem. Gdybyś mi nie pomogła zabiłaby tylko mnie, ale teraz…- potrząsnął tylko głową.
     Wbiegliśmy do obozu i Christian wskoczył do jednego ze SUV’ów. Na szczęście kluczyki były w stacyjce. Chyba zostawili je tutaj gdy przygotowali się do odjazdu. Klapnęłam na siedzenie pasażera i ruszyliśmy z piskiem opon. W lusterku zobaczyłam jak ciemny kształt rusza za nami. Nagle stanął i skierował się w inną stronę z nadludzką prędkością prując powietrze.
     - Gdzie ona leci?- spytałam.
     - Pan ją wzywa…Cholera to moja wina.- uderzył w kierownicę.

wtorek, 10 czerwca 2014

Pierwsza strzyga


Adam

     Dwie dusze. Jedno ciało.
Moje myśli eksplodują niczym bomba pod wpływem emocji.
     - Dlaczego?! - z mojej piersi wydarł się rozdzierający krzyk. Upadając na kolana przywołałem jej uśmiech. Miała tyle energii. Pamiętam kiedy zabrałem ją na spacer po ogrodzie. Cały czas milczałem nie wiedząc co powiedzieć. Ona jednak nie zważając na to przytuliła się do mnie. Ten jeden gest przekonał mnie jak bardzo nie chcę jej zranić. Kiedy stała pod fontanną a w jej włosach tańczyły kropelki wody nie mogłem oderwać od niej wzroku. Była jak anioł.
     Ja... zraniłem ją.
     - Nie zadręczaj się tym. Przecież i tak zginie.- szepnął Christian
    - Zamknij się!- wrzasnąłem.-To, że jestem na ciebie skazany nie daje ci prawa decydowania za mnie. Ja wcale nie chcę jej ranić.- szepnąłem z przekonaniem.
     - Wiesz, że nie mam wyboru. Dostałem zlecenie „z góry”.- wysyczał głos w mojej głowie.-
Jej los jest przesądzony. Mam ją dostarczyć Panu.
     - Ona nie jest zabawką. Nie możesz jej zmusić.-
warknąłem.-
Nie pozwolę ci.
     - Zrobię to co do mnie nal… Ty ją kochasz.-
nie odpowiedziałem -Jakie to żałosne. Zniżasz się do tak prymitywnych uczuć jak miłość. Mogłem to przewidzieć. Sam muszę się tym zająć.- westchnął demon i przejął kontrolę nad moim ciałem.

 

Christian

     Jakie to proste. Wystarczy przejąć kontrolę i zamyka się jak pudełko.
Pobiegłem śladami tych żałosnych bachorów. Jak śmieli sprzeciwić się mnie. Panu tego domu. Przepełniony gniewem ruszyłem w stronę lasu. Przez tego durnia Adama nie zauważyłem, że ta głupia dziewucha ma klucz uniwersalny. Teraz muszę łazić za nią niczym pies gończy tropiący zwierzynę.
     Głupcy pewni myślą, że mają czas bo jest dzień. Tyle, że ja nie jestem zwyczajną strzygą. Ja jestem pierwszy ze wszystkich to ode mnie pochodzą te nędzne stworzenia. Nieudane podróbki oryginału. Wściekłym krokiem prułem przez las.
     Po kilku godzinach dostrzegłem światło między drzewami.

 

Adam

    Moja historia jest zagmatwanym żałosnym światkiem papieru ulatującym z wiatrem. Kiedyś byłem człowiekiem. Najsłabsze ogniwo w rodzinie. Poprosiłem spadającą gwiazdę o siłę. Bym mógł pokazać ojcu, że nie jestem nic niewarty.
     Zostałem oszukany.
Gwiazda wskazała mi drogę do gwiezdnego pyłu. Nie dbałem o konsekwencje. Zabrałem ze sobą rodzinę i wyruszyłem na pustynię. Za nami poszło jeszcze jedenaście rodzin z wioski. Nie znaleźliśmy pyłu tylko źródło. Każdy napił się z niego, a następnego dnia obudzili się jako moroje. Tylko ja jeden stałem się dampirem. Przeklinając swój los chciałem za wszelką cenę być jeszcze silniejszy. Nie zważając na konsekwencje zszedłem pod ziemię w poszukiwaniu pyłu. Okazało się, że pyłu strzeże jakiś starzec, który żądał odpowiedzi na jedno pytanie.
     -  Czy twoje intencje są czyste?- spytał wskazując na mnie swoją laską. Ogarnęła mnie złość. W przypływie emocji zabiłem go. Przepełniła mnie chciwość. Zagarnąłem pył dla siebie. Jednak zamiast nagrody spotkała mnie kara. Gwiazdy rzuciły na mnie klątwę. W mojej duszy zagnieździł się demon. Christian. Gdy przejmował moje ciało stawałem się naprawdę okropnym potworem. Żniwiarzem. Z powodu egoizmu i samotności zacząłem tworzyć strzygi. Chciałem stworzyć sobie rodzinę. Strzygi jednak odwróciły się ode mnie i szerzyły zło na świecie. Ja natomiast zaszyłem się w ogromnej rezydencji ciesząc się samotnością aż demon dostał zlecenie.
     Przyprowadź mi wybrańca. Chcę mieć go przy swoim boku. Zrób to zanim synowie światła pokrzyżują nam plany - przekaz był dość jasny. Ma to zrobić, albo zginie.
     Zadanie wyznaczył mu sam Mrok pan ciemności.

sobota, 24 maja 2014

Szpony mroku

Lucy
     Przygotowania trwały trzy miesiące. Przez ten czas uczyłam się walczyć. Pozwolili mi. Nie chcieli komplikacji. Jestem gotowa. Za wszelką cenę uwolnię przyjaciółkę. Jeśli nie pozwolą mi jechać ukryję się gdzieś i zabiorę z nimi. Jestem przygotowana na taką możliwość.
     Dostałam kiedyś od królowej srebrny sztylet napełniony magią ducha. Zabieram go ze sobą. Nie muszę się już martwić o broń. Mam nadzieję, że Alice jest cała i zdrowa.
     Niedługo wyruszamy. W obozie zapanowało poruszenie. Szykują się. Musieli dostać list.
    
    Przez grubą zasłonę chmur przeświecają poranne promienie słońca. Przytulają kwiaty, które zachłannie wyciągają główki w ich stronę. Zapach deszczu unosi się jeszcze w powietrzu. Pełno krokusów rośnie na łące.
     Nie wiem czy uda nam się ujść z życiem. Adamowi udało się zwieść nas wszystkich. Mam tylko nadzieję, że Alice domyśliła się kim on jest.
     
     Warkot zapalanego silnika wyrwał mnie z zamyślenia. Ruszają. Wymknęłam się z namiotu. I wpadłam na jednego z przydzielonych mi strażników.
     - Gdzie się wybierasz?- spytał przytrzymując mnie ramieniem.
     - Przecież już ruszamy to chyba oczywiste, że ja także jadę.- odpowiedziałam lodowatym głosem wbijając w niego ostre spojrzenie.
     - Nie mogę ci na to pozwolić.- odpowiedział odwracając głowę. - Dostałem rozkaz. Nie mam pozwolić ci iść z nimi. Przepraszam. - szepnął i zaprowadził mnie z powrotem do namiotu.
    Nie będą mnie tu trzymać. Upewniłam się ,że strażnik nie patrzy i wymknęłam się podnosząc materiał z tyłu namiotu. Kryjąc się w cieniu drzew podbiegłam do najbliższego samochodu i wślizgnęłam się do niego.
Po kilku minutach wsiedli do niego milczący strażnicy. Jechaliśmy ponad godzinę. Zdrętwiały mi nogi, ale nadal siedziałam cicho. Chodziło przecież o Alice. Nagle samochód zatrzymał się i strażnicy wyszli.
    Wymknęłam się z samochodu i ukryłam między drzewami. Po jakimś czasie usłyszeliśmy straszliwy wrzask oraz towarzyszący mu trzask łamanego drewna. Z lasu wybiegła grupka ludzi. Jeden z nich trzymał na ramieniu Alice.  Zerwałam się na nogi krzycząc:
     - Puść ją!- któryś ze strażników zauważył mnie i szarpnął za ramię.
     - Nie powinno cię tu być. - syknął  w moją stronę.
Kątem oka zauważyłam zamieszania i postać biegnącą w naszą stronę. Alice powaliła strażnika na ziemięi warknęła w jego stronę:
     - Nie dotykaj jej!
Po chwili byłam w jej ramionach. Ściskała mnie z całej siły. Odwzajemniłam uścisk.
     - Tak się cieszę, że cię widzę.- szepnęła.


Alice
     - Gdzie jest Christian?- spytałam wszystkich. Bonnie i Clementine odwróciły oczy a Tristan pokręcił głową.- Okey. Jak nie chcecie nic powiedzieć to sama go poszukam.
Bonnie zrobiła wielkie oczy i szturchnęła Clementine, która zaczęła zawzięcie kręcić głową.
     Tristan przepchnął się między Loganem i Lorenem. Ruszył w moją stronę. Odruchowo zaczęłam uciekać. Złapał mnie w pasie przyciskając poje ręce wzdłuż ciała unieruchomił je i zerwał mi klucz z szyi. Zaczęłam się szarpać i machać nogami.
     - Puszczaj. Nie zostawię tu Christiana. - Tristan tylko potrząsnął mną w odpowiedzi i ruszył po cichu w stronę muru. - Zacznę krzyczeć- warknęłam
     April ruszyła w moją stronę i zakleiła mi usta taśmą. Co to ma być porwanie? Nie mogłam ruszać rękami , gdyż Tristan miażdżył mi je w stalowym uścisku. Rzucił klucz Bonnie a ta wcisnęła go w mur i przekręciła. Ściana ustąpiła przed nami a gdy tylko znaleźliśmy się po drugiej stronie zatrzasnęła się z powrotem nie zostawiając jakichkolwiek śladów.
     Zaczęli biec. Podskakiwałam na ramieniu Tristana jak szmaciana lalka. Gdy tylko odeszliśmy od muru usłyszeliśmy straszliwy wrzask wściekłości i trzask wybijanej szyby. Obok Tristana ze świstem wylądowała krzesło. Ciśnięte z taką siłą zaryło w ziemię łamiąc się na części. Gdyby nie refleks mojego „porywacza” już bym nie żyła.
     Wbiegliśmy na polanę pełną strażników, wtedy zza drzewa wyłoniła się Lucy i krzyknęła do Tristana:
     - Puść ją!- wtedy doskoczył do niej strażnik i porwał ją za ramię. Tris puścił mnie a ja w odpowiedzi przyłożyłam mu w klatkę piersiową. Przewrócił się na plecy rozpaczliwie łapiąc oddech. Zerwałam taśmę z ust.
     - To za taśmę, a to…- kopnęłam go w brzuch i szepnęłam pochylając się nad nim -…za całą resztę. Odwróciłam się od niego i ruszyłam biegiem w stronę Lucy. Szarpała się ze strażnikiem. Jednym ciosem posłałam go na drzewo warcząc:
     - Nie dotykaj jej.- po czym przytuliłam Lucy z całej siły szepcząc - Tak się cieszę, że cię widzę.
Zaszlochałam rozpaczliwie w jej ramię. Wszystkie nagromadzone emocje wypłynęły ze mnie niczym huragan.
 

Lucy
      Alice płakała chyba pierwszy raz od wielu lat. Jej twarz wyrażała za razem ulgę i ból. Nagle przerwała jakby sobie coś przypomniała.
     - Ty. -wrzasnęła odwracając się w stronę czarnookiego chłopaka.- To wszystko twoja wina.- ruszyła w jego stronę, jej twarz wyrażała autentyczny gniew. Chłopak skulił się pod jej spojrzeniem. Nie rozumiem. Przecież był od niej wyższy i dwa razy silniejszy. Czego się obawiał?
     Alice pewnym krokiem podeszła do niego i wymierzyła mu cios w twarz.
     - Dlaczego.- warknęła.- Dlaczego nie pozwoliłeś mi go poszukać.- straszliwie wrzeszczała. Wszyscy strażnicy odsunęli się o krok. Co się dzieje? Na twarzy chłopaka odmalował się strach. Ciemnowłosa dziewczyna stojąca obok szepnęła coś czego nie zdołałam usłyszeć. - Milcz. - wrzasnęła na nią Alice. Złapała ją za rękę i powaliła na ziemię przydeptując twarz butem. Złapała czarnookiego za koszulę i przyciągnęła do siebie gotując się do kolejnego ciosu.
     - Alice?- szepnęłam podchodząc do niej.
     - To nie twoja sprawa Lucy. Zostaw to.- odszepnęła nie odwracając się do mnie.- Nie mieszaj się do tego.
     - Oczywiście, że to moja sprawa. Jesteś moją przyjaciółką. Nie zostawię cię.

Odwróciła się do mnie. Zawahała się chwilę po czym puściła chłopaka i odeszła w stronę samochodów.
     - Chodź Lucy.- szepnęła do mnie łapiąc mnie za rękę. - A ty - wskazała na swoją ofiarę.- Nie zbliżaj się do mnie nigdy więcej. Nienawidzę cię.- rzuciła lodowatym głosem.- Żałuję każdej spędzonej z tobą chwili. - warknęła wpatrując się w niego. W jego oczach zobaczyłam ból. Jej słowa cięły niczym żyletki. Odwróciła się do mnie.- Nie chcę o tym rozmawiać. Jasne?
     Przytaknęłam jej i wsiadłyśmy do wozu. W obozie słyszałam jeszcze jak Alice płacze, ale nie miałam odwagi spytać. Coś dziwnego się z nią działo.


sobota, 3 maja 2014

Plan ucieczki

Droga Alice
     Jestem szczęśliwa, że nic ci nie jest. Twój mały przyjaciel zdołał pokazać nam drogę do ciebie. Jest tylko jeden mały problem. Nie możemy dostać się do twierdzy, w której się znajdujesz. Za duże prawdopodobieństwo, że zostaniemy przyłapani i On (tak wiem o nim) zabierze was tam gdzie nigdy was nie znajdziemy.
     Musisz znaleźć sposób aby się stamtąd wydostać niepostrzeżenie. My zajmiemy się resztą. Niestety teraz nastanie zima. Śnieg oznacza dla nas zgubę. Pozostawimy ślady. Musimy zaczekać do wiosny.
Mam nadzieję, że nic ci się nie stanie przez ten czas.
Lucy

     Niemożliwe mam czekać całe trzy miesiące na ratunek. Co ja będę tu robić. Nagle naszła mnie szalona myśl.
     - A może po prostu nauczę się panować nad swoją mocą?- zastanowiłam się - Czy to coś da? Zdecydowanie tak.
Tak więc postanowione. Przez następne tygodnie uczyłam się pod czujnym okiem Christiana wraz z innymi panować nad sobą. Przedmioty jak na zawołanie stawały przede mną w ogniu.  Później przyszła kolej na wodę. Christian miał rację potrafiłam panować nad wszystkimi żywiołami. Jednak najlepiej pracowało mi się z ogniem. Podczas obiadu Mysz obraziła mnie więc z odkręciłam kran i nakierowałam strumień wody na nią. Wyglądało to niesamowicie. Woda płynęła w powietrzu z łazienki przez korytarz i kuchnię aż do salonu by wylądować na kunsztownie ułożonej fryzurze Myszy.
      Tristan rozpracował wreszcie co go blokowało. Nauczył się tak jak ja podpalać przedmioty, zapalać się na zawołanie, a nawet tworzyć kulę ognia, którą można było ciskać we wrogów.
    
  Pewnego dnia wyszliśmy na dwór, brnęliśmy przez skrzypiący śnieg. Odciągnęłam Mysz na bok szepnęłam jej do ucha.
     - Rozruszamy tych leniuchów? - spojrzała na mnie pytająco, ale się zgodziła.  Razem stworzyłyśmy ogromne lodowisko pośrodku ogrodu. Usiadłam na ławeczce. Uniosłam stopę odzianą w strasznie ciężkie buciory. Machnęłam ręką i podeszwa buta natychmiast okryła się lodem. Namalowałam palcem w powietrzu wzór i stworzyłam płozy łyżew.
     Wywołałam tym niemałe zamieszanie. Każdy z obecnych poddał się temu zabiegowi i po chwili lodowisko zapełniło się śmiejącymi się parami dampirów.
     - Dziękuję ci - usłyszałam głos Christiana tuż przy swoim uchu.
     - Ależ to nic takiego.
     - Sprawiłaś, że znów się śmieją. Ostatnio bardzo ciężko pracowali przyda im się trochę rozrywki. -
ścisnął moją rękę po czym się oddalił. Ten facet mnie zadziwia. Po chwili ktoś wziął mnie pod rękę i pociągnął na środek lodowiska. Odwracając się zobaczyłam szeroki uśmiech Tristana. Mknęliśmy po lodzie omijając roześmiane Bonnie i Clementine prowadzające się pod rękę z Aeronem i Loganem. Mysz kręciła piruety z Lorenem. Chyba po raz pierwszy widziałam jej uśmiech. Gdy się uśmiechała jej twarz rozjaśniała się. Muszę przyznać, że gdyby nie udawała Królowej Śniegu mogłabym się z nią zaprzyjaźnić.
    
  Później przyszły lekcje z powietrzem. Potrafiłam utrzymać przeróżne przedmioty w powietrzu . Tworzyłam małe tornada porywające papiery z biurek. Gdy zaczęłam pracować z ziemią rozwalałam ściany, tworzyłam tunele ciskałam kamieniami. Jednak najlepszym okazał się duch. Potrzebowałam do tego wielu godzin medytacji, ale udało mi się coś osiągnąć. Gdy tylko wystarczająco się skupiłam z moich pleców wyrastały anielskie skrzydła ze złoto białymi piórami takimi jak w moich włosach. Potrafiłam panować nad umysłem innej osoby. Wtłaczaj ej swoje myśli sprawiać żeby myślała, że są jej. Nakłaniać ją do zrobienia czegoś  czego nigdy by nie zrobiła. Nawet do morderstwa.


Nastała wiosna. Czas wtajemniczyć innych  w mój plan. Ścisnęłam klucz wiszący na mojej szyi i zaprowadziłam wszystkich do lustra. Tylko po drugiej stronie mogliśmy spokojnie porozmawiać.