poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Dziwny mechanizm

     - Gdzie jest serce?- dobiegł mnie zza moich pleców głos mentora. wskazywał na manekina z ciemnymi włosami splecionymi w warkocza.
     - Tutaj.- odpowiedziałam waląc manekina w jego lewą stronę klatki piersiowej.
     - Źle.- odpowiedział .- Opuściłaś lekcje?
     - Tutaj?- spytałam uderzając w środek klatki trochę po lewej.
     - Ja nie wiem. A ty?
     - Ugh. Pewnie uważasz mnie za idiotkę?- spytałam.
     - Nie. Za uczennicę, która nie słucha na lekcjach.- wyprowadził mnie na dziedziniec.- A teraz za karę pobiegasz kilka kółeczek.- oznajmił.
     Spojrzałam na niego. Chyba sobie żartuje. Ja mam biegać za karę? Niedorzeczność.
     - Żartujesz prawda.- z jego twarzy zniknął uśmiech.- Nie żartujesz... Ale i tak nie pobiegnę. Miałeś mnie czegoś uczyć. Jak na przykład... no nie wiem... walczyć?
     - Naprawdę tego chcesz?
     - Tak?
     Stał tak jeszcze dwie sekundy gdy nagle zerwał się i robiąc idealny wykop uderzył mnie w łydkę a ja runęłam jak długa. Wściekłam się nie na żarty. Skoczyłam na równe nogi i krzyknęłam mu prosto w twarz.
     - Tak traktujesz swoje uczennice?!- w jego oczach zobaczyłam błysk wściekłości.
     - Kiedy nie wykonują ćwiczeń. Sama chciałaś walczyć Noro.- powiedział z naciskiem na ostatnie słowa.
      Coś we mnie pękło i zapłonęłam jak zapałka przeciągnięta po drasce. Moje ręce zajęły się żywym ogniem a na twarzy Christiana pojawiło się autentyczne przerażenie.
     - Od razu widać, że nie miałeś kontaktu z młodzieżą. Rodzice nie uczyli cię, że trzeba być miłym dla innych?- syknęłam z satysfakcją.
     - Naprawdę tak myślisz.- zapomniał, że stanęłam w ogniu i na jego twarzy widać było wściekłość.
     Złapałam się ręką za usta. Dopiero teraz zorientowałam się co powiedziałam. Z oczu trysnęły łzy. Odwróciłam się i ruszyłam biegiem w stronę dormitorium. Christian złapał mnie za rękę nie zważając na ogień.
     - Nora poczekaj, przepraszam.- po chwili cofnął ją i zamknął z sykiem. Oparzył się o mnie. Oparzyłam go.


***




     Biegłam przez korytarze pełne morojów i dampirów.  Wszyscy albo odsuwali się jak najdalej, albo otwierali usta ze zdziwienia. Nauczyciele przystawali by zobaczyć kto wywołuje takie zamieszanie. Wbiegłam do swojego pokoju i zatrzasnęłam drzwi. Z impetem rzuciłam się na łóżko zanosząc się płaczem . O dziwo nic nie zapłonęło od mojego dotyku.
     Po kilkunastu minutach uspokoiłam się i  ogień zaczął gasnąć. Jeszcze płonęły mi ręce gdy do pokoju wpadła zdyszana Lucy. Rzuciła mi się w ramiona. nic nie mówiąc. Nie poparzyłam jej. Nie zapłonęła żadna część jej garderoby. Lucy także płakała. Spoglądając jej w oczy spytałam co się stało odsuwając swoje smutki na bok. Okazało się , że kilku chłopaków wyśmiewało ją dlatego, że nie obrała jeszcze specjalizacji.
     - Lucy. Niedługo na pewno wybierzesz swoją specjalizację.- pogłaskałam ją po włosach i przytuliłam.
      Uśmiechnęła się do mnie przez łzy.
     - Ty to zawsze umiesz mnie pocieszyć chociażby to co mówisz nie było prawdą.-otarła łzy i przytuliła się do mnie jeszcze raz.
     - A tobie co się stało?- spytała zaciekawiona spoglądając na rozmazany tusz na mojej twarzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz