piątek, 23 sierpnia 2013

Spotkanie



     Promienie słońca lizały panele i szafki. Rozbłyskując w szkiełkach zawieszonych pod sufitem tworzyły na ścianach skomplikowane wzory.
     Siedziałam wśród pogniecionej pościeli z głową opartą na kolanach. Zatopiona w oceanie rozmyślań spoglądałam przez oświetlone słońcem okno prowadzące na dziedziniec.
      Na parapecie usiadł ptak i niczym nieskrępowany rozpoczął swój poranny repertuar. Melodia jak cienka nić oplatała moje ciało wprawiając mnie w zachwyt. Wszystkie myśli wyparowały. Spoglądałam z zaciekawieniem na tego małego przybysza, z którego trzewi wydobywał się taki słodki głosik. Drzewa szumiały na wietrze, gałęzie trzaskały o siebie a liście ustępowały jakby pod ciężarem wielkiej dłoni przeczesującej ich korony.
     Postanowiłam sobie, że pójdę na poranny trening i przeproszę Christiana z swoje zachowanie. Może nie upokorzyłam się aż tak bardzo.
     Powolnym krokiem sunęłam w stronę okna. Otworzyłam je szerzej z trzaskiem odstraszając ptaszka. Ciepły wiatr owiał moją zmęczoną twarz. Wyciągnęłam dłoń w stronę słońca jakbym naprawdę mogła zamknąć je w swojej dłoni i schować do kryształowej szkatułki. Na mojej rozpostartej dłoni usiadł mały czarny ptak. Powoli przyciągnęłam ją do siebie razem z malutkim przybyszem. Nie odleciał nie przestraszył się mnie tylko przysunął ocierając się o moje ramie. Mały kruk zakrakał radośnie gdy przeciągnęłam dłonią po jego czarnych piórkach.
     - Malutki jesteś.- powiedziałam do niego.- Może powinieneś wrócić do domu.
     Wyciągnęłam rękę w górę czym zmusiłam kruka by odleciał. Spoglądałam jeszcze za nim jak odlatywał.


***


      Szłam (a raczej prawie biegłam) na salę gimnastyczną trzymając w ręku torbę. Otworzyłam drzwi i weszłam rozglądają się za swoim mentorem. Ani śladu żywej duszy. Może się obraził.  Nie mentor nie zostawiłby uczennicy bez nadzoru nawet gdyby był urażony.
     Za plecami usłyszałam szmer może chce mnie sprawdzić. Obróciłam się uderzyłam w napastnika.
     - Hej, uspokój się.- wykrzyknął Nicholas.
     - Och przepraszam nic ci nie jest.- spojrzałam na niego przerażona
     - To tak tu traktujesz facetów.- spojrzał na mnie z niedowierzaniem i pociągną mnie za kucyk.- Wcale im nie zazdroszczę.- jęknął i potarł udo.
     Zaśmiewałam się z niego dobre pół minuty aż musiał mną potrząsnąć żebym się uspokoiła.
     - Już dobrze nie rzucaj się Nicky. A tak właściwie co ty tu robisz.
     - Xena . Czy nie cieszysz się, że mnie widzisz. Jaka niewdzięczność.- prychnął i skrzyżował ręce na piersi.
     - Po pierwsze: nie mam na imię Xena. Po drugie: jesteś moim bratem, to oczywiste, że się cieszę.- mówiąc to wymierzyłam mu kuksańca.
     Przekomarzaliśmy się jeszcze chwilkę a później Nicholas pobiegł spotkać się z kolegami.
     Patrzyłam jeszcze za nim jak skręca na dziedziniec.
      Usłyszałam za sobą szmery i obróciłam się szybko. Za mną stała Arline  z nieciekawą miną.
     - Same kłopoty.- powiedziała tylko i pokręciła głową.
     - A gdzie Christian- zapytałam.
     - Strażnik Mayson poprosił o przydzielenie go do zadań w terenie- machnęła ręką i ruszyła  w przeciwległy kąt sali.
     - Ale dlaczego.- przeniósł się, niemożliwe.
     - Nie wiem. Nie podał powodów. Powiedział tylko, że ze mną będzie ci lepiej. 
     Rozdziawiłam usta w niedowierzaniu. Musiałam wyglądać teraz jak idiotka. Niemożliwe, że aż tak go dotknęły moje słowa, albo pomyślał, że to przez niego się rozpłakałam.
     Cóż chyba zostawię go w spokoju. Przeprosiny mogę sobie odpuścić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz