sobota, 19 lipca 2014

Wzburzone uczucia

Lucy

     Każdy trzask, czy szelest przyprawiał mnie o dreszcz. Wiem, że gdzieś blisko czai się niebezpieczeństwo. Czuję  na sobie czyjś wzrok.
     Nagle z zamyślenia wyrywa mnie czyjś cichy szloch.  Dyskretnie wyjrzałam z namiotu i zobaczyłam jak światło gaśnie w namiocie Alice. Nie wiem co jest przyczyną jej ostatniego zachowania. Bez zastanowienia pospieszyłam do niej. Zajrzałam do namiotu i zobaczyłam Alice zakopaną w kocach. Wślizgnęłam się do niej i położyłam obok. Bez słowa wtuliła się we mnie i wydała zduszony jęk. Z całej siły przyciskała dłonie do twarzy by powstrzymać płynące łzy. Skuliła się obok mnie i wydawała się jakaś mniejsza. Jej smutek ścisnął mnie za serce. Przytuliłam ją mocno i czuwałam przy niej tak długo aż wreszcie się uspokoiła. Wtedy pozwoliłam sobie na odpoczynek. To ty zawsze byłaś moim oparciem więc chociaż raz ja będę twoim.- pomyślałam i uścisnęłam jej dłoń.

    Wychodząc z namiotu ziewnęłam przeciągle i skierowałam się w stronę strumienia.
     - Tylko nie odchodź daleko. Niedługo ruszamy - wykrzyknęła w moją stronę Alice. Choć blada wyglądała zdecydowanie lepiej niż wczoraj. Posłała mi słaby uśmiech. Odwróciłam się i pospieszyłam do strumienia. 

     Odświeżona wodą ze strumienia wciągałam bluzką przez głowę, kiedy zauważyłam ruch kątem oka. Obróciłam się szybko i trafiłam nosem w czyjąś muskularną klatkę piersiową. Podniosłam wzrok i zobaczyłam usta skrzywione w uśmiechu. Czerwone oczy wwiercały się w moją duszę. Długie kły wbijały się boleśnie w dolną wargę. Dwie stróżki krwi spływały z mu ust uświadamiając mi niebezpieczeństwo w jakim się znalazłam. Wrzasnęłam i zaczęłam się szarpać czym uszczęśliwiłam strzygę.
     Nagle coś sobie uświadomiłam. Jest południe. Promienie słońca prześlizgują się między liśćmi i spoczywają na moim napastniku. Ten jednak nie zmienił się w pył. Stał tam w pełnym słońcu z drwiącym uśmieszkiem na twarzy.
     - Strach wymalowany na twojej ładnej buzi jest dla mnie niczym nagroda.- wycharczał jej do ucha. - Krzycz dla mnie kochanie. Chcę cię słyszeć. - pochylił się w moją stronę i przejechał językiem po obojczyku.
Jęknęłam cicho zamknięta w jego kamiennym uścisku. Wykręciłam głowę, żeby nie widział moich łez.
     - Co jest kochanie. Dlaczego nie krzyczysz? -  przechylił moją głowę odsłaniając szyję i zatopił kły.
Straszliwy ból przeszył moje ciało. Nie mogłam powstrzymać krzyku.
     - Alice. Pomóż mi proszę. - nic więcej nie zdołałam powiedzieć przez zaciśnięte gardło
     - Nareszcie.- warknął.- Już myślałem, że jej nie wezwiesz. Wtedy musiałbym się tam pofatygować sam. Ominąłby mnie darmowy posiłek... A teraz czas zacząć negocjacje.
Na polanę wbiegli strażnicy otaczając strzygę.


Alice

     Lucy coś długo nie wracała. Mam nadzieję, że nic jej nie jest. Zaczęłam pakować rzeczy do toreb. Niedługo wyjeżdżamy. Nie miałam ochoty patrzeć na Tristana więc skierowałam się w stronę lasu. Usiadłam pod drzewem i zakryłam oczy dłonią chowając się przed promieniami słońca. Usłyszałam szelest obok siebie i czyjeś kroki. Podniosłam wzrok i zobaczyłam nad sobą April z rękami założonymi na biodrach. Pokręciła głową i usadowiła się obok mnie nakrywając twarz słomianym kapeluszem.
     - Wyglądasz jak półtora nieszczęścia. - mruknęła w moją stronę.
     - Ty też nie najgorzej. - odparłam. Po czym parsknęłyśmy śmiechem.
     - Dzięki.- szepnęłam odwracając  głowę.
     - Za co?- zdziwiła się April.
     - Dawno się już tak nie śmiałam.
Wyjrzała na mnie zza kapelusza i odparła.
     - Ja też.- uśmiechnęłyśmy się do siebie.

Nagle od strony strumienia dobiegł mnie krzyk. To Lucy. Wołała moje imię. Rzuciłam się biegiem w tamtą stronę. Gdy tylko wpadłam na polanę moje serce zatrzymało się na chwilę. W strumieniu stał Christian trzymając Lucy w żelaznym uścisku. Zaśmiał się.
     - Czekałem na ciebie skarbie.

Lucy
     Chwilę po Alice na polanę wbiegli strażnicy. Otoczyli nas. Z twarzy Christiana nie znikał uśmiech. Zauważyłam także, że poluźnił uścisk zajęty wpatrywaniem się w Alice. Sięgnęłam do kieszeni spodni wyciągając srebrny sztylet, który dostałam od królowej kiedy odwiedziła Akademię.
      Odepchnęłam rękę Christiana z całej siły i wykorzystując jego zaskoczenie wbiłam mu sztylet w serce.  Zatoczył się jego oczy na chwilę zmieniły kolor na jadeitowy przytaknął mi i złapał moje dłonie. Sztylet wszedł tylko do połowy jednak gdy on złapał mnie za dłonie spojrzałam mu w oczy. Błagał mnie bym go zabiła. Pociągnął sztylet w swoją stronę. Gdy ostrze zatapiało się w jego ciało oczy znowu stały się czerwone. Białe światło oślepiło mnie gdy tylko sztylet zniknął po rękojeść. Poczułam magię płynącą przez moje dłonie. Chyba zemdlałam bo gdy otworzyłam oczy klęczałam na ziemi przed Christianem, który pochylał głowę. Jego ramiona za trzęsły się gdy wydarł mu się zduszony jęk.
     - O mój boże. - zakryłam usta dłonią.  Wszyscy strażnicy ogłuszeni leżeli na ziemi. Alice siedziała oparta o drzewo. Co tu się stało? Christian złapał mnie za rękę.
    - Dziękuję.- szepnął a po jego twarzy zaczęły płynąć łzy. Chwileczkę czy ja właśnie zmieniłam strzygę w dampira? Zaśmiałam się zaskoczona. W tak niespodziewany sposób dowiedziałam się, że posiadam moc ducha. Wiedziałam ,że sztylet jest nią przepełniony, ale nie wiedziałam, że sama ją posiadam.
     Nagle usłyszałam szelest za sobą. Alice wstała z ziemi trzymając się za głowę. Spojrzała na swoją dłoń. Z rany na czole ciekła jej krew.
     - Alice.- szepnęłam i wyciągnęłam do niej dłoń.
Spojrzała w moją stronę, ale nie na mnie tylko na Christiana. W jej oczach zapłonął gniew.
     - Ty.- warknęła.
     - Alice wszystko ci wytłumaczę.- odparł drżącym głosem Christian.
Jednak ona chyba wcale nie zauważyła, że nie jest już strzygą. Nie jestem pewna czy w ogóle zaakceptowała to , że nią był.
     - Ty… okłamałeś mnie.- zaśmiała się straszliwie, po czym jej twarz przeszył grymas gniewu. - Odpowiesz za to.
     - Alice…- nie zdążył dokończyć.
     - Zamknij się. Nie będę cię słuchać. To wszystko twoja wina. - wrzasnęła.
     Nagle jej oczy stały się czarne jak noc. Włosy uniosły się na wietrze , a gdy tylko opadły nie były już śnieżnobiałe. Kruczoczarny kolor odcinał się na jej białej skórze. Pióra we włosach zabarwiły się na czarno z czerwoną końcówką. Z pleców wystrzeliły skrzydła unosząc ją w powietrze. Christian zerwał się na równe nogi. Złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę lasu.
     - Musimy uciekać. Zabije nas jak tylko się zatrzymamy.- krzyknął przedzierając się przez krzaki. Ponad drzewami słychać było bicie skrzydeł w powietrze i straszliwy śmiech mojej przyjaciółki.  Po chwili Chris szarpnął mnie mocno w swoją stronę, a tam gdzie przed chwilą stałam wylądowała z impetem ognista kula.
     - Teraz oboje jesteśmy jej celem. Gdybyś mi nie pomogła zabiłaby tylko mnie, ale teraz…- potrząsnął tylko głową.
     Wbiegliśmy do obozu i Christian wskoczył do jednego ze SUV’ów. Na szczęście kluczyki były w stacyjce. Chyba zostawili je tutaj gdy przygotowali się do odjazdu. Klapnęłam na siedzenie pasażera i ruszyliśmy z piskiem opon. W lusterku zobaczyłam jak ciemny kształt rusza za nami. Nagle stanął i skierował się w inną stronę z nadludzką prędkością prując powietrze.
     - Gdzie ona leci?- spytałam.
     - Pan ją wzywa…Cholera to moja wina.- uderzył w kierownicę.

wtorek, 10 czerwca 2014

Pierwsza strzyga


Adam

     Dwie dusze. Jedno ciało.
Moje myśli eksplodują niczym bomba pod wpływem emocji.
     - Dlaczego?! - z mojej piersi wydarł się rozdzierający krzyk. Upadając na kolana przywołałem jej uśmiech. Miała tyle energii. Pamiętam kiedy zabrałem ją na spacer po ogrodzie. Cały czas milczałem nie wiedząc co powiedzieć. Ona jednak nie zważając na to przytuliła się do mnie. Ten jeden gest przekonał mnie jak bardzo nie chcę jej zranić. Kiedy stała pod fontanną a w jej włosach tańczyły kropelki wody nie mogłem oderwać od niej wzroku. Była jak anioł.
     Ja... zraniłem ją.
     - Nie zadręczaj się tym. Przecież i tak zginie.- szepnął Christian
    - Zamknij się!- wrzasnąłem.-To, że jestem na ciebie skazany nie daje ci prawa decydowania za mnie. Ja wcale nie chcę jej ranić.- szepnąłem z przekonaniem.
     - Wiesz, że nie mam wyboru. Dostałem zlecenie „z góry”.- wysyczał głos w mojej głowie.-
Jej los jest przesądzony. Mam ją dostarczyć Panu.
     - Ona nie jest zabawką. Nie możesz jej zmusić.-
warknąłem.-
Nie pozwolę ci.
     - Zrobię to co do mnie nal… Ty ją kochasz.-
nie odpowiedziałem -Jakie to żałosne. Zniżasz się do tak prymitywnych uczuć jak miłość. Mogłem to przewidzieć. Sam muszę się tym zająć.- westchnął demon i przejął kontrolę nad moim ciałem.

 

Christian

     Jakie to proste. Wystarczy przejąć kontrolę i zamyka się jak pudełko.
Pobiegłem śladami tych żałosnych bachorów. Jak śmieli sprzeciwić się mnie. Panu tego domu. Przepełniony gniewem ruszyłem w stronę lasu. Przez tego durnia Adama nie zauważyłem, że ta głupia dziewucha ma klucz uniwersalny. Teraz muszę łazić za nią niczym pies gończy tropiący zwierzynę.
     Głupcy pewni myślą, że mają czas bo jest dzień. Tyle, że ja nie jestem zwyczajną strzygą. Ja jestem pierwszy ze wszystkich to ode mnie pochodzą te nędzne stworzenia. Nieudane podróbki oryginału. Wściekłym krokiem prułem przez las.
     Po kilku godzinach dostrzegłem światło między drzewami.

 

Adam

    Moja historia jest zagmatwanym żałosnym światkiem papieru ulatującym z wiatrem. Kiedyś byłem człowiekiem. Najsłabsze ogniwo w rodzinie. Poprosiłem spadającą gwiazdę o siłę. Bym mógł pokazać ojcu, że nie jestem nic niewarty.
     Zostałem oszukany.
Gwiazda wskazała mi drogę do gwiezdnego pyłu. Nie dbałem o konsekwencje. Zabrałem ze sobą rodzinę i wyruszyłem na pustynię. Za nami poszło jeszcze jedenaście rodzin z wioski. Nie znaleźliśmy pyłu tylko źródło. Każdy napił się z niego, a następnego dnia obudzili się jako moroje. Tylko ja jeden stałem się dampirem. Przeklinając swój los chciałem za wszelką cenę być jeszcze silniejszy. Nie zważając na konsekwencje zszedłem pod ziemię w poszukiwaniu pyłu. Okazało się, że pyłu strzeże jakiś starzec, który żądał odpowiedzi na jedno pytanie.
     -  Czy twoje intencje są czyste?- spytał wskazując na mnie swoją laską. Ogarnęła mnie złość. W przypływie emocji zabiłem go. Przepełniła mnie chciwość. Zagarnąłem pył dla siebie. Jednak zamiast nagrody spotkała mnie kara. Gwiazdy rzuciły na mnie klątwę. W mojej duszy zagnieździł się demon. Christian. Gdy przejmował moje ciało stawałem się naprawdę okropnym potworem. Żniwiarzem. Z powodu egoizmu i samotności zacząłem tworzyć strzygi. Chciałem stworzyć sobie rodzinę. Strzygi jednak odwróciły się ode mnie i szerzyły zło na świecie. Ja natomiast zaszyłem się w ogromnej rezydencji ciesząc się samotnością aż demon dostał zlecenie.
     Przyprowadź mi wybrańca. Chcę mieć go przy swoim boku. Zrób to zanim synowie światła pokrzyżują nam plany - przekaz był dość jasny. Ma to zrobić, albo zginie.
     Zadanie wyznaczył mu sam Mrok pan ciemności.

sobota, 24 maja 2014

Szpony mroku

Lucy
     Przygotowania trwały trzy miesiące. Przez ten czas uczyłam się walczyć. Pozwolili mi. Nie chcieli komplikacji. Jestem gotowa. Za wszelką cenę uwolnię przyjaciółkę. Jeśli nie pozwolą mi jechać ukryję się gdzieś i zabiorę z nimi. Jestem przygotowana na taką możliwość.
     Dostałam kiedyś od królowej srebrny sztylet napełniony magią ducha. Zabieram go ze sobą. Nie muszę się już martwić o broń. Mam nadzieję, że Alice jest cała i zdrowa.
     Niedługo wyruszamy. W obozie zapanowało poruszenie. Szykują się. Musieli dostać list.
    
    Przez grubą zasłonę chmur przeświecają poranne promienie słońca. Przytulają kwiaty, które zachłannie wyciągają główki w ich stronę. Zapach deszczu unosi się jeszcze w powietrzu. Pełno krokusów rośnie na łące.
     Nie wiem czy uda nam się ujść z życiem. Adamowi udało się zwieść nas wszystkich. Mam tylko nadzieję, że Alice domyśliła się kim on jest.
     
     Warkot zapalanego silnika wyrwał mnie z zamyślenia. Ruszają. Wymknęłam się z namiotu. I wpadłam na jednego z przydzielonych mi strażników.
     - Gdzie się wybierasz?- spytał przytrzymując mnie ramieniem.
     - Przecież już ruszamy to chyba oczywiste, że ja także jadę.- odpowiedziałam lodowatym głosem wbijając w niego ostre spojrzenie.
     - Nie mogę ci na to pozwolić.- odpowiedział odwracając głowę. - Dostałem rozkaz. Nie mam pozwolić ci iść z nimi. Przepraszam. - szepnął i zaprowadził mnie z powrotem do namiotu.
    Nie będą mnie tu trzymać. Upewniłam się ,że strażnik nie patrzy i wymknęłam się podnosząc materiał z tyłu namiotu. Kryjąc się w cieniu drzew podbiegłam do najbliższego samochodu i wślizgnęłam się do niego.
Po kilku minutach wsiedli do niego milczący strażnicy. Jechaliśmy ponad godzinę. Zdrętwiały mi nogi, ale nadal siedziałam cicho. Chodziło przecież o Alice. Nagle samochód zatrzymał się i strażnicy wyszli.
    Wymknęłam się z samochodu i ukryłam między drzewami. Po jakimś czasie usłyszeliśmy straszliwy wrzask oraz towarzyszący mu trzask łamanego drewna. Z lasu wybiegła grupka ludzi. Jeden z nich trzymał na ramieniu Alice.  Zerwałam się na nogi krzycząc:
     - Puść ją!- któryś ze strażników zauważył mnie i szarpnął za ramię.
     - Nie powinno cię tu być. - syknął  w moją stronę.
Kątem oka zauważyłam zamieszania i postać biegnącą w naszą stronę. Alice powaliła strażnika na ziemięi warknęła w jego stronę:
     - Nie dotykaj jej!
Po chwili byłam w jej ramionach. Ściskała mnie z całej siły. Odwzajemniłam uścisk.
     - Tak się cieszę, że cię widzę.- szepnęła.


Alice
     - Gdzie jest Christian?- spytałam wszystkich. Bonnie i Clementine odwróciły oczy a Tristan pokręcił głową.- Okey. Jak nie chcecie nic powiedzieć to sama go poszukam.
Bonnie zrobiła wielkie oczy i szturchnęła Clementine, która zaczęła zawzięcie kręcić głową.
     Tristan przepchnął się między Loganem i Lorenem. Ruszył w moją stronę. Odruchowo zaczęłam uciekać. Złapał mnie w pasie przyciskając poje ręce wzdłuż ciała unieruchomił je i zerwał mi klucz z szyi. Zaczęłam się szarpać i machać nogami.
     - Puszczaj. Nie zostawię tu Christiana. - Tristan tylko potrząsnął mną w odpowiedzi i ruszył po cichu w stronę muru. - Zacznę krzyczeć- warknęłam
     April ruszyła w moją stronę i zakleiła mi usta taśmą. Co to ma być porwanie? Nie mogłam ruszać rękami , gdyż Tristan miażdżył mi je w stalowym uścisku. Rzucił klucz Bonnie a ta wcisnęła go w mur i przekręciła. Ściana ustąpiła przed nami a gdy tylko znaleźliśmy się po drugiej stronie zatrzasnęła się z powrotem nie zostawiając jakichkolwiek śladów.
     Zaczęli biec. Podskakiwałam na ramieniu Tristana jak szmaciana lalka. Gdy tylko odeszliśmy od muru usłyszeliśmy straszliwy wrzask wściekłości i trzask wybijanej szyby. Obok Tristana ze świstem wylądowała krzesło. Ciśnięte z taką siłą zaryło w ziemię łamiąc się na części. Gdyby nie refleks mojego „porywacza” już bym nie żyła.
     Wbiegliśmy na polanę pełną strażników, wtedy zza drzewa wyłoniła się Lucy i krzyknęła do Tristana:
     - Puść ją!- wtedy doskoczył do niej strażnik i porwał ją za ramię. Tris puścił mnie a ja w odpowiedzi przyłożyłam mu w klatkę piersiową. Przewrócił się na plecy rozpaczliwie łapiąc oddech. Zerwałam taśmę z ust.
     - To za taśmę, a to…- kopnęłam go w brzuch i szepnęłam pochylając się nad nim -…za całą resztę. Odwróciłam się od niego i ruszyłam biegiem w stronę Lucy. Szarpała się ze strażnikiem. Jednym ciosem posłałam go na drzewo warcząc:
     - Nie dotykaj jej.- po czym przytuliłam Lucy z całej siły szepcząc - Tak się cieszę, że cię widzę.
Zaszlochałam rozpaczliwie w jej ramię. Wszystkie nagromadzone emocje wypłynęły ze mnie niczym huragan.
 

Lucy
      Alice płakała chyba pierwszy raz od wielu lat. Jej twarz wyrażała za razem ulgę i ból. Nagle przerwała jakby sobie coś przypomniała.
     - Ty. -wrzasnęła odwracając się w stronę czarnookiego chłopaka.- To wszystko twoja wina.- ruszyła w jego stronę, jej twarz wyrażała autentyczny gniew. Chłopak skulił się pod jej spojrzeniem. Nie rozumiem. Przecież był od niej wyższy i dwa razy silniejszy. Czego się obawiał?
     Alice pewnym krokiem podeszła do niego i wymierzyła mu cios w twarz.
     - Dlaczego.- warknęła.- Dlaczego nie pozwoliłeś mi go poszukać.- straszliwie wrzeszczała. Wszyscy strażnicy odsunęli się o krok. Co się dzieje? Na twarzy chłopaka odmalował się strach. Ciemnowłosa dziewczyna stojąca obok szepnęła coś czego nie zdołałam usłyszeć. - Milcz. - wrzasnęła na nią Alice. Złapała ją za rękę i powaliła na ziemię przydeptując twarz butem. Złapała czarnookiego za koszulę i przyciągnęła do siebie gotując się do kolejnego ciosu.
     - Alice?- szepnęłam podchodząc do niej.
     - To nie twoja sprawa Lucy. Zostaw to.- odszepnęła nie odwracając się do mnie.- Nie mieszaj się do tego.
     - Oczywiście, że to moja sprawa. Jesteś moją przyjaciółką. Nie zostawię cię.

Odwróciła się do mnie. Zawahała się chwilę po czym puściła chłopaka i odeszła w stronę samochodów.
     - Chodź Lucy.- szepnęła do mnie łapiąc mnie za rękę. - A ty - wskazała na swoją ofiarę.- Nie zbliżaj się do mnie nigdy więcej. Nienawidzę cię.- rzuciła lodowatym głosem.- Żałuję każdej spędzonej z tobą chwili. - warknęła wpatrując się w niego. W jego oczach zobaczyłam ból. Jej słowa cięły niczym żyletki. Odwróciła się do mnie.- Nie chcę o tym rozmawiać. Jasne?
     Przytaknęłam jej i wsiadłyśmy do wozu. W obozie słyszałam jeszcze jak Alice płacze, ale nie miałam odwagi spytać. Coś dziwnego się z nią działo.


sobota, 3 maja 2014

Plan ucieczki

Droga Alice
     Jestem szczęśliwa, że nic ci nie jest. Twój mały przyjaciel zdołał pokazać nam drogę do ciebie. Jest tylko jeden mały problem. Nie możemy dostać się do twierdzy, w której się znajdujesz. Za duże prawdopodobieństwo, że zostaniemy przyłapani i On (tak wiem o nim) zabierze was tam gdzie nigdy was nie znajdziemy.
     Musisz znaleźć sposób aby się stamtąd wydostać niepostrzeżenie. My zajmiemy się resztą. Niestety teraz nastanie zima. Śnieg oznacza dla nas zgubę. Pozostawimy ślady. Musimy zaczekać do wiosny.
Mam nadzieję, że nic ci się nie stanie przez ten czas.
Lucy

     Niemożliwe mam czekać całe trzy miesiące na ratunek. Co ja będę tu robić. Nagle naszła mnie szalona myśl.
     - A może po prostu nauczę się panować nad swoją mocą?- zastanowiłam się - Czy to coś da? Zdecydowanie tak.
Tak więc postanowione. Przez następne tygodnie uczyłam się pod czujnym okiem Christiana wraz z innymi panować nad sobą. Przedmioty jak na zawołanie stawały przede mną w ogniu.  Później przyszła kolej na wodę. Christian miał rację potrafiłam panować nad wszystkimi żywiołami. Jednak najlepiej pracowało mi się z ogniem. Podczas obiadu Mysz obraziła mnie więc z odkręciłam kran i nakierowałam strumień wody na nią. Wyglądało to niesamowicie. Woda płynęła w powietrzu z łazienki przez korytarz i kuchnię aż do salonu by wylądować na kunsztownie ułożonej fryzurze Myszy.
      Tristan rozpracował wreszcie co go blokowało. Nauczył się tak jak ja podpalać przedmioty, zapalać się na zawołanie, a nawet tworzyć kulę ognia, którą można było ciskać we wrogów.
    
  Pewnego dnia wyszliśmy na dwór, brnęliśmy przez skrzypiący śnieg. Odciągnęłam Mysz na bok szepnęłam jej do ucha.
     - Rozruszamy tych leniuchów? - spojrzała na mnie pytająco, ale się zgodziła.  Razem stworzyłyśmy ogromne lodowisko pośrodku ogrodu. Usiadłam na ławeczce. Uniosłam stopę odzianą w strasznie ciężkie buciory. Machnęłam ręką i podeszwa buta natychmiast okryła się lodem. Namalowałam palcem w powietrzu wzór i stworzyłam płozy łyżew.
     Wywołałam tym niemałe zamieszanie. Każdy z obecnych poddał się temu zabiegowi i po chwili lodowisko zapełniło się śmiejącymi się parami dampirów.
     - Dziękuję ci - usłyszałam głos Christiana tuż przy swoim uchu.
     - Ależ to nic takiego.
     - Sprawiłaś, że znów się śmieją. Ostatnio bardzo ciężko pracowali przyda im się trochę rozrywki. -
ścisnął moją rękę po czym się oddalił. Ten facet mnie zadziwia. Po chwili ktoś wziął mnie pod rękę i pociągnął na środek lodowiska. Odwracając się zobaczyłam szeroki uśmiech Tristana. Mknęliśmy po lodzie omijając roześmiane Bonnie i Clementine prowadzające się pod rękę z Aeronem i Loganem. Mysz kręciła piruety z Lorenem. Chyba po raz pierwszy widziałam jej uśmiech. Gdy się uśmiechała jej twarz rozjaśniała się. Muszę przyznać, że gdyby nie udawała Królowej Śniegu mogłabym się z nią zaprzyjaźnić.
    
  Później przyszły lekcje z powietrzem. Potrafiłam utrzymać przeróżne przedmioty w powietrzu . Tworzyłam małe tornada porywające papiery z biurek. Gdy zaczęłam pracować z ziemią rozwalałam ściany, tworzyłam tunele ciskałam kamieniami. Jednak najlepszym okazał się duch. Potrzebowałam do tego wielu godzin medytacji, ale udało mi się coś osiągnąć. Gdy tylko wystarczająco się skupiłam z moich pleców wyrastały anielskie skrzydła ze złoto białymi piórami takimi jak w moich włosach. Potrafiłam panować nad umysłem innej osoby. Wtłaczaj ej swoje myśli sprawiać żeby myślała, że są jej. Nakłaniać ją do zrobienia czegoś  czego nigdy by nie zrobiła. Nawet do morderstwa.


Nastała wiosna. Czas wtajemniczyć innych  w mój plan. Ścisnęłam klucz wiszący na mojej szyi i zaprowadziłam wszystkich do lustra. Tylko po drugiej stronie mogliśmy spokojnie porozmawiać. 

niedziela, 27 kwietnia 2014

Klucz

     Biblioteka była ogromna. Półki pełne książek od sufitu aż do podłogi. Półokrągłe pomieszczenie. Jedna ze ścian wychodząca w stronę ogrodów cała była ze szkła. Schody z krużgankiem prowadziły do wyższej części biblioteki. Ogromne drabiny pozwalały na sciąganie książek z wyższych półek. Na środku pomieszczenia zwrócona w stronę okna stała wyłożona czerwonym pluszem sofa. Obok niej stał ogromny globus służący za barek. Przed kanapą widziałam mały stoliczek. Na sofie z książką w ręce rozłożył się Tristan. Zaśmiałam się na ten widok. Tristan odwrócił się z uśmiechem na twarzy. Schodząc ze schodów złapałam za brzegi sukni. Usiadłam obok Tristana a on zanurzył twarz w moich włosach.
     - Pięknie pachniesz - westchnął mi do ucha. Owinął sobie kosmyk moich włosów wokół palca.
     - Co chciałeś mi pokazać? - odszepnęłam.
Westchnął z rezygnacją i wstał z sofy. Wchodząc po schodach posłał mi leniwy uśmiech. Wspiął się na drabinę. I sięgnął jedną z książek. Otworzył ją i usiadł obok mnie.
     Otoczył mnie ramieniem i zaczął czytać.
     - Niektóre kobiety zostały obdarzone darem wróżenia, widzenia przyszłości itd.- zmarszczył brwi. -Zwane są wieszczkami. Wyczuwają złe omeny. Są jak łącznik między przyszłością a teraźniejszością. Wizje można rozpoznać po nietypowym dla nich zachowaniem. Niewidzący wzrok, mamrotanie niewyraźnych słów. Często uważane są za wariatki.- spojrzał na mnie znacząco. Posłałam mu oburzone spojrzenie.
     - Skąd miałam wiedzieć, że jest wieszczką.- odburknęłam. Zaśmiał się i zamknął książkę z trzaskiem.
     - Mysz nie lubi się tym chwalić, więc nikt o tym nie wspomina.- szepnął.
     - Nie rozumiem co miała na myśli mówiąc, że On się gniewa przeze mnie?- odszepnęłam.
Wstał i podszedł do okna. Stał tam chwilę. Gdy odwrócił się do mnie z jego twarzy zniknęła dotychczasowa radość. Westchnął z rezygnacją.
     - Na imię ma Adam. Jest najstarszą strzygą na Ziemi. Gniewa się na ciebie i za to karze nas. Mówił, że masz przestać szukać odpowiedzi.- przerwał i zastanowił się chwilę.- Tylko przechodząc przez lustro uciekasz od jego wszechwidzącego oka. - uśmiechnął się. - Nikt go nigdy nie widział. Zawsze kryje się w mroku.
     -  Dziękuję, że mi powiedziałeś.-
pocałowała go i wróciłam przez  lustro.

     Podczas śniadania poznałam dokładnie wszystkie dampiry. Dwie dampirki bliźniaczki o rudych włosach nazywały się Bonnie i Clementine. Trójka pozostałych dampirów była dość nietypowa. Hałaśliwe łobuzy. Dwoje z nich było szatynami zwali się Logan i Aeron a ostatni był blondynem o imieniu Loren. Dowiedziałam się też, że Mysz ma na imię April.

   
  Po śniadaniu wybrałam się do ogrodu, który zasypany był złotymi liśćmi. Przechadzając się ścieżkami zobaczyła kruka. Ptak usiadł na moim ramieniu i otarł się o moje ucho kracząc przy tym radośnie. Olśniło mnie. Czym prędzej pospieszyłam po kartkę. Napisałam list do Lucy. Przywiązałam go do nóżki kruka. Pogłaskałam go delikatnie po główce.
    - Czy zechciałbyś zrobić coś dla mnie?- albo jestem wariatką, albo ten kruk naprawdę mi przytaknął- Znajdź Lucy. Dopilnuj aby otrzymała ten list.- wyciągnęłam rękę i kruk odleciał. Cała w skowronkach wbiegłam na korytarz i rozpłaszczyłam się o klatkę piersiową Christiana. Zaśmiał się i szepnął.
     - Mam nadzieję, że nie chcesz zaprzestać treningów tylko dlatego, że jesteśmy uwięzieni.
Nie chciałam siedzieć bezczynnie, więc  poszłam za Christianem do pomieszczenia, którego nie spodziewałam się zobaczyć w takim domu. 
     - Znalazłem tą salę, gdy przeszukiwałem dom. - ćwiczyłam z nim bardzo długo tego dnia i wiele innych także poświęciłam na trening.

   
  Dwa tygodnie później nadal nie wiedziałam czy Lucy dostała wiadomość i muszę przyznać, że traciłam nadzieję.  Niedługo zacznie się zima. To źle wróży. Czemu mnie jeszcze nie znaleźli. Ubrałam się ciepło i wyszłam na dwór. Okrążyłam dom, wokół niego stał wysoki mór z drutem kolczastym na szczycie. Nawet gdybym chciała nie zdołałabym nad nim przejść. Mór był bardzo wysoki. Jedyną rzeczą która wyróżniała się w ogrodzeniu była żelazna furtka. Cokolwiek włożyłabym do zamka ten  znikał. Chyba był zaczarowany. Furtkę można było otworzyć tylko jednym kluczem, który nosił na szyi pan tego domu.
     Wtedy zobaczyłam na niebie czarny kształt. Zbliżał się w moją stronę. Uśmiechnęłam się na ten widok. Na moim ramieniu usiadł kruk do nóżki miał przywiązaną kartkę papieru. Dla Alice głosił napis. Czym prędzej odwiązałam kartkę i wtedy zauważyłam co kruk trzyma w dziobie. Klucz uniwersalny Noaha.


Otwiera każde drzwi nawet takie bez dziurek- przypomniałam sobie słowa Noaha

piątek, 25 kwietnia 2014

Zatruta Dusza

     Ciemna sylwetka Christiana ginęła w mroku biblioteki. Podał mi inną książkę. Jedna ze stron przedstawiała zjawę. Kobietę w bieli z piórami we włosach. Odwracała się przez ramię patrząc za siebie jakby chciała zobaczyć, czy nikt jej nie śledzi. W oddali na wzgórzu we mgle stało potężne zamczysko. Kobieta uciekała przez gęsty las. Była łudząco podobna do mnie.
     Na następnej stronie napis głosił „Światło w mroku”.

Światło była kobietą pełną wdzięku. Kochała życie.
Mrok chciał pozbawić ją nadziei i miłości.
Wygnał ją w najgłębsze zakamarki Mrocznego Wymiaru.
Światło odpłaciła mu się tworząc zastępy Aniołów Światła.
Rozpętała się krwawa wojna. Aniołowie Światła i Mroku splamili ziemię krwią.

Zawarto przymierze. Mrok i Światło stworzyli kulę mocy i wysłali w gwiazdy, aby gdy nastanie odpowiednia chwila powróciła i oddała się prawowitemu właścicielowi.
Gwiazda spadła. Rozsypała gwiezdny pył i dała życie istotom nadprzyrodzonym.
Moc krąży po ziemi i będzie szukać swego pana po wsze czasy.

Przepowiednia mówi, że córa Światła zakocha się w istocie żywej. Poświęci się i utraci swe moce a także nieśmiertelność w imię miłości. Narodzi się dziecię, które zmieni bieg historii i uratuje udręczone serce pani Światła.

     Zamknęłam z  trzaskiem książkę. Christian obrócił się gwałtownie a w jego oczach rozbłysło czerwone światło. Zamurowało mnie. Po chwili uśmiechnął się do mnie i pogładził po odsłoniętym ramieniu. Zadrżałam pod dotykiem jego ciepłych dłoni.  Wyjął mi delikatnie książkę z dłoni i odłożył ją na półkę. Zanim wyszedł z biblioteki pocałował mnie w skroń i szepnął mi do ucha.
     - Cieszę się, że nic ci nie jest. - przeczesał jeszcze palcami moje włosy zatrzymując palce na piórach i zniknął w ciemnym korytarzu.

Skusi cię jego mroczna strona i zatracisz się w niepamięci - powiedziała mi kiedyś wróżka. Mam nadzieję, że się myliła.

     Wracając do pokoju natknęłam się na Mysz skuloną na schodach. Ubrana była w koszulę nocną, włosy miała całe rozczochrane. Mamrotała jakieś niewyraźne zdania. Jej rozbiegany wzrok prześlizgnął się po mnie beznamiętnie. Jęknęła cicho i zaczęła się kołysach w przód i w tył nucąc jakąś rymowankę. Wlepiła we mnie oczy i wyciągnęła rękę w moją stronę, wskazując na mnie palcem zaskrzeczała straszliwie.
     - To twoja wina. Twoja wina.- opuściła ramię i znowu zaczęła nucić kołysząc się na piętach.
     - Zaprowadzę cię do pokoju.- odrzekłam i podciągnęłam ją, a ona zanosząc się straszliwym śmiechem odepchnęła mnie i wyciągnęła ręce w górę.
     - Weźcie ją jest wasza. - krzyknęła przeraźliwie, zarechotała i ruszyła pędem do salonu wykrzykując straszne rzeczy.

Alice, Alice, czemu goniłaś królika?
Teraz królik bierze odwet.
Kto wypatroszył małą Alice?
Zapytaj królika.

Z salonu dobiegały trzaski, śmiech Myszy oraz prośby innych dampirów. Mysz biegając wokół stołu ze świecznikiem śpiewała wniebogłosy.

Nie biegaj z nożyczkami  mówili rodzice.
Teraz rodziców już nie ma.
Mroczny Pan zarzucił kotwicę.
Kto złapie Alice?

     - Bawimy się w berka! -
ryknęła  i rzuciła się w moją stronę. Odsunęłam się w bok czym uniknęłam zderzenia. Mysz z rozpędu odbiła się od klatki piersiowej Christiana, który trzymał ją teraz w żelaznym uścisku. Wyprowadził ją z salonu. Gdy odchodzili usłyszałam jeszcze straszliwy śmiech Myszy.

Znajdą cię kochanie.
Nie ukryjesz się Alice.
Jak na zawołanie,
Zjawią się tu dziś.

     Nastała zadziwiająca cisza. Po czym jeszcze jeden rozdzierający krzyk.
     - Już tu są! - po czym  trzasnęły drzwi pokoju Myszy. Wszyscy spojrzeli po sobie i rozeszli się do siebie zająć się swoimi sprawami.
     Podeszłam do Tristana. Pociągnęłam go za rękę. Odwrócił się zdziwiony.
     - Wiesz co to miało być? - szepnęłam. - Czego ta dziewczyna się naćpała?
Spojrzał na mnie beznamiętnie. Co to ma być!?
     - Niczego nie ćpała.- odwarknął, po czym wyrwał ramię z mego uścisku. - To twoja wina. On się gniewa. Masz przestać węszyć. - Niepokoił mnie jego nieobecny wzrok i wory pod oczami.
    Nagle jego oczy odzyskały normalny wygląd. Zamrugał kilka razy. Zbliżył się do mnie.
     - Lustro. - szepnął mi do ucha, po czym zasalutował i odmaszerował do swojego pokoju.
Zanim zdążyłam odejść usłyszałam jak jedna z dampirzyc powiedziała
     - Uważaj z kim rozmawiasz. Ktoś ma zatrutą duszę.- rzekła po czym oddaliła się.

    
     Zasuwa w rzeźbionych drzwiach zaskoczyła i otworzyły się straszliwie skrzypiąc. Bez zbędnych ceregieli wskoczyłam do lustra.

niedziela, 20 kwietnia 2014

Żołnierze wyklęci

Ciemna chmura pustych twarzy.
Ciężkie kroki.

Trzaski, szmery, jęki, krzyki.

Ból.

Miękkie pióra okryły ziemię.
Szare pióra.

Upadłe anioły o pustych oczach.
Bez duszy.

Wyklęte wojsko niosące zgubę.

Wiatr uniósł tumany kurzu.

Chmury okryły niebo.
Ziemia pogrążyła się w ciemności.

Tylko ciężkie kroki wojska grzmiały w mroku.

A szczęk ostrzy towarzyszył krzykom ofiar.

Nagle nastała cisza.

Wojsko rozpadło się w czerwony pył.

Niesiony wiatrem do wielu zakątków świata.
Przypomina o cierpieniach zadanych mieczem Wyklętych.

sobota, 12 kwietnia 2014

Gwiezdny pył

Pustynia - 10 miliardów ziarenek piasku.

Noc - nieskończenie wiele gwiazd i jedna, która nie chciała być taka jak inne.

Nazwano ją alfą i omegą, początkiem i końcem, życiem i śmiercią.

Chciała stworzyć coś pięknego.

Na ziemię spadł gwiezdny pył
Okrył trawę, drzewa, kwiaty
Ziemia ta stała się pustynią, gwiezdną pustynią.

Gdzieś głęboko pod srebrzystymi ziarnami utworzyła się szczelina.

Pochłonęła cały gwiezdny pył, a w jego miejscu wśród piasków pustyni utworzyło się źródło wody.
Wody życia.

Gwiezdny pył przepadł, lecz woda zmieniła pustynię w bujne lasy Ameryki i płynie gdzieś wartkim strumieniem dając życie istotom nadprzyrodzonym.

Mroczne żniwo

Kiedy na ziemi panowały Mrok i Światło toczyły się wojny.

Rzesze dzieci światła i mroku ginęły od ostrza miecza.

Przepowiednia mówi, że Mrok i Światło zawarły  przymierze.
Narodzi się dziecko.
Włosy białe jak śnieg lub czarne jak smoła, niebieskooka broń.


Władać będzie
ogniem piekielnym - najgorszym ze wszystkich
wodą niebieską - pod każdą postacią
ziemią najczystszą - pełną żalu
oddechem ulgi -boskim tchnieniem
duchem świata -najpotężniejszym
 a jego rodzeństwo będzie stać u jego boku.

Będzie niszczyć.
Będzie naprawiać.
Będzie zabijać.
Będzie wybaczać.

Dwie drogi.
Jeden wybór.
Światło czy Mrok.

Wybór należy tylko do niego, ale Mrok zrobi wszystko by przeciągnąć je na swoją stronę.

Mroczne żniwa czas zacząć.

Pióro

  - Czy miałaś kiedyś uczucie, które kazało ci rozwinąć skrzydła i odlecieć daleko od problemów, jakie dręczyły twoją duszę?- spytałam swoje odbicie w lustrze patrzące na mnie z pogardą.
     Otworzyłam drzwi do ogrodu i owionął mnie zapach skoszonych traw. Przymknęłam oczy a gdy tylko je otworzyłam ujrzałam złoty las. Brzozy obsypane złotymi liśćmi. Pokryte rdzawo-pomarańczowymi łzami ścieżki.
     Usiadłam na ławeczce pośrodku ogrodu i chłonęłam jego piękno. Nagle uświadomiłam sobie coś strasznego. Jest jesień. Nie powinno mnie tu być. Muszę się stąd wydostać. Poderwałam się na równe nogi i pobiegłam do środka szukać wyjścia, albo kogoś kto mi je pokaże.
    Kręte korytarze nie miały końca. W tym domu aż roi się od sekretnych przejść. Większość pomieszczeń jest zamknięta na klucz. Czerwone dywany . Czerwone tapety. Czerwone kotary. Wszystko tutaj jest czerwone… jak krew.
     Ktoś krzyczał. Nieświadomie kierowałam się  w jego stronę. Za rogiem zobaczyłam uchylone drzwi. Z gabinetu wylewało się jasne światło. Cienie kłócących się ludzi ślizgały się po posadzce. Wydawało mi się, że znam jeden z głosów. Nie mogłam rozróżnić słów. Były zniekształcone. Jakbym znajdowała się w słoiku. Nagle drzwi otworzyły się z trzaskiem uderzając w ścianę. Z gabinetu wypadł rozwścieczony dampir.
     - Christian.- szepnęłam i zakryłam dłonią usta.
     Spojrzał na mnie niewidzącym wzrokiem. Po chwili na jego twarzy odmalowało się autentyczne zdziwienie.
     -Nora?- spytał podchodząc do mnie szybkim krokiem.- Co ty tu robisz. Wszędzie cię szukaliśmy!-szepnął.
     - Porwali mnie.- odparłam i trzepnęłam się w duchu za taką błyskotliwą odpowiedź.
     - Wiesz może po co cię porwali?- w jego oczach odbijał się ogień świec.
     - On powiedział tylko tyle, że jestem mu potrzebna, bo mam moc.
Christian uniósł ze zdziwieniem brwi. Po chwili wyprostował się i odparł.
     - Być może wiem dlaczego.- odparł z uśmiechem.
Ciągnął mnie krętymi korytarzami… zatrzymałam się ciągnąc go do tyłu.
     - A ty skąd się tu wziąłeś?- nie wiem skąd Christian się tu znalazł i muszę się dowiedzieć.
    Przeczesał palcami włosy i odwrócił się do mnie. Nie patrzył mi w oczy.
     - Szukaliśmy cię wszędzie. Nie mogliśmy cię znaleźć. Ktoś powiedział nam, że widział cię tu. W tym domu. Wziąłem ze sobą kilku dampiów i poszliśmy po ciebie. To była pułapka. Wszyscy moi towarzysze zginęli. Ja zdołałem uciec.- przerwał na chwilę. Znowu przeczesał włosy i spojrzał na mnie.- Więcej nie pamiętam.
     Podał mi rękę i bez słowa pociągnął do biblioteki. Oczywiście tonęła w czerwieni. Christian stanął przed regałem i przeciągał palcami po grzbietach książek szukając tej właściwej.  Wyciągnął opasłe tomisko i położył na stole. Podeszłam do niego. Tytuł książki mówił sam za siebie.
      - Mam czytać legendy? I co mi to da?-  posłał mi karcące spojrzenie i otworzył na jakiejś stronie.
Napis na górze strony nie zachęcał do lektury.

Mroczne żniwo
Kiedy na ziemi panowały Mrok i Światło toczyły się wojny.

Rzesze dzieci światła i mroku ginęły od ostrza miecza.

Przepowiednia mówi, że Mrok i Światło zawarły  przymierze.
Narodzi się dziecko.
Włosy białe jak śnieg lub czarne jak smoła, niebieskooka broń. 


Władać będzie
ogniem piekielnym - najgorszym ze wszystkich
wodą niebieską - pod każdą postacią
ziemią najczystszą - pełną żalu
oddechem ulgi -boskim tchnieniem
duchem świata -najpotężniejszym
 a jego rodzeństwo będzie stać u jego boku.

Będzie niszczyć.
Będzie naprawiać.
Będzie zabijać.
Będzie wybaczać.

Dwie drogi.
Jeden wybór.
Światło czy Mrok.

Wybór należy tylko do niego, ale Mrok zrobi wszystko by przeciągnąć je na swoją stronę.

Mroczne żniwa czas zacząć.

Jeszcze długo wpatrywałam się w kartki, kiedy na jedną z nich spadło biało złote pióro. Spojrzałam w lustro nad stołem i zobaczyłam, że we włosach mam jeszcze jedno. Tyle, że to wrośnięte było w moje włosy.



niedziela, 23 marca 2014

Blask

     - Tristan?- spytałam zdziwiona. Na jego twarzy zobaczyłam ten drwiący uśmieszek. Tak zdecydowanie to był on. Czarne oczy i niesforne włosy opadające na bladą twarz. Tylko jego ubranie nie pasowało do wszystkich innych. Miał na sobie czarne dżinsy i skórzaną kurtkę, a wszyscy wokół nosili stroje z innej epoki - tak szczerze to jakby przeniosłam się w inną epokę przechodząc przez lustro. - A ty tu skąd ?
     - Skarbie sama mnie zaprosiłaś.
     - Mówiąc „tu” nie miałam na myśli balu ty kretynie.- syknęłam mu do ucha. Spiął się i spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem.
     - Ali ty też przeszłaś przez lustro?- spytał zaskoczony.
     - Jak to „ty też”?
Rozejrzał się i nachylił do mojego ucha. Poczułam jego ciepły oddech na skórze.
     - Za szafą w moim pokoju były drzwi, a za nimi schody, więc poszedłem na górę. Za ścianą - którą trzeba było tylko lekko popchnąć - stało lustro - tyle że tyłem. No i przychodzę tu kiedy zechcę.
Rozdziawiłam usta ze zdziwienia. Otrząsnęłam się po chwili.
     - Wiesz może jak się stąd wydostać?- spytałam posyłając mu proszący uśmiech - bynajmniej mam taką nadzieję.
     - Jasne.- powiedział i pociągnął mnie za sobą.

     Zrzuciłam buty i zanurzyłam stopy w trawie rozkoszując się jej delikatnym dotykiem. Brnąc poprzez morze kwiatów skierowałam się ku fontannie. Porośnięta różami wyglądała jak z bajki. Na niebie jasno świecił księżyc otulając wszystko dookoła delikatną mgiełką srebrzystego blasku. Kwiaty pochylały swe kielichy w niemym ukłonie oddając cześć nocy. Trawa wyciągała swe źdźbła chcąc uchwycić magię spływającą w blasku. Tristan złapał nie za rękę i ze śmiechem wciągnął do wody. Korony drzew pochylały się nad małą sadzawką ukrytą w ogrodzie, a my jak intruzi wtargnęliśmy do ogrodu rozbijając okalającą go bańkę ciszy. Plusk wody, której delikatny dotyk chłodził skórę roznosił się echem gnany wiatrem.
     Przemoknięta usiadłam na brzegu, a obok mnie Tristan. Spojrzałam mu w oczy, które skrzyły się odbijając światło gwiazd. To jakbyś zamknął galaktykę w szklanej kuli, która gdy tylko nią potrząśniesz rozświetla się milionem świateł. Patrząc w jego piękne oczy zapragnęłam go pocałować, a on jakby czytając mi w myślach pochylił się do mnie i złożył na moich ustach delikatny jak płatek róży pocałunek.
    Przesunął ręką po moim policzku i pocałował mnie jeszcze raz tylko bardziej pożądliwie. Oderwaliśmy się od siebie ciężko dysząc. Złapał mnie za rękę i pochylił się do mojego ucha.
    - Mam nadzieję, że ci się podobało, bo teraz już musimy wracać.
Wstał pociągając mnie za sobą. Wyciągnął rękę z mojego uścisku i zanurkował pod wodą. Patrzyłam za nim nie wiedząc co mam robić. Po chwili wynurzył się spod wody.
    - Nie karz mi na siebie czekać.- krzyknął rozbawiony i zanurzył się z powrotem.
Wskoczyłam do wody i podpłynęłam do Tristana, który pokazał mi ruchem głowy, że mam płynąć za nim. Na samym dnie leżało lustro i wpłyną w nie znikając. Ruszyłam w jego ślady i przepłynęłam przez lustro. Stanęłam po drugiej stronie i spojrzałam na swoje ubranie. Całkiem normalne. Dotknęłam włosów. Też w porządku. Odetchnęłam z ulgą i zobaczyła rozbawienie na twarzy swojego towarzysza.
     -Co cię tak śmieszy.- prychnęłam w jego stronę.
    - Nic takiego- szepnął i kopnął w panel za lustrem, który uskoczył w bok. Zasalutował mi i zniknął za ścianą pozostawiając mnie samą. Zauważyłam, że nie jestem wcale mokra co mnie wielce uszczęśliwiło.
Zeszłam do „swojego pokoju” i ze zdziwieniem zauważyłam, że na pościeli leż pamiętnik. Może zostawiłam go tam w pośpiechu. Spomiędzy kartek wysunął się kawałek papieru. Sięgnęłam po niego i zdziwiłam się gdy zobaczyłam, że to wiersz.

Nocą

Stojąc nad brzegiem jeziora
Patrząc w blade lico księżyca
Otoczona mgłą jak blada zmora
Stała piękna młoda dziewczyna

Obok stał jej kochanek
Szepcząc jej słowa delikatne jak mech,
Wręczając jej z gwiazd utkany wianek
A w oddali słychać było jego delikatny śmiech

Głęboka ciemna toń
Słowa niosące się echem
Dziewczyna płacząca nad brzegiem
I wiatr muskający ją na pociechę

Podszedł do niej kochanek
Otarł jej łzy z policzka
Musnął rękami wianek
I szepnął jej słów kilka.

Ukochana moja
Gdybyś tylko chciała zobaczyć mnie jeszcze raz
Gdyby tylko dotknęła wody dłoń twoja
Ujrzała byś mnie jeszcze raz
Na zawsze

Dziewczyna spojrzała mu głęboko w oczy
I roniąc jeszcze więcej łez
Odepchnęła go do siebie szepcząc
Kocham cię

Jej rozdarta dusza krzyczała
Jej złamane serce krwawiło
Wiedziała, że nie może zostać
Choć wszystko w nim ją kusiło

To był koniec ich miłości
Jego dusza musiała stąd odejść
Zawsze były jakieś reguły
I nie można ich było obejść

Uklękła na piasku
Patrząc na jego ducha
Zdjęła ze skroni wianek
I rzuciła do wody w dziennym blasku


Usłyszała jego krzyk
Zobaczyła jak rozpada się w świetle
Już na zawsze będzie wolna
A jego krzyk echem będzie się niósł na wietrze.

sobota, 8 marca 2014

Czas

     Lucy siedziała przed lustrem czesząc swe długie jasne włosy. Ubrała się w ciężką suknię z gorsetem w kolorze jej oczu - musiała ważyć co najmniej 10 kilo - włosy upięła w wysoki kok. Suknia składała się z miliardów wstążek, wstążeczek i … czegoś czego niestety mój mózg nie potrafił zidentyfikować. Siedziała na pufie  wyłożonej czerwonym  pluszem. Chwilkę czy to co moje oczy widzą to naprawdę toaletka? Obróciłam się i zobaczyłam ogromne - i tu mam na myśli naprawdę ogromne- łóżko z czerwoną narzutą. Nad łóżkiem zawieszony był baldachim. Podeszłam do niego i zauważyłam, że coś się za mną ciągnie. No jasne. Jeszcze tylko tego brakowało.
     - Nie ma mowy.- szepnęłam zszokowana. Miałam na sobie ciemno niebieską suknię z ogromną ilością białych wstążeczek. Suknia nie miała rękawów. Moją klatkę piersiową opinał gorset zaciśnięty do granic możliwości. Utrudniał mi oddychanie. Spróbowałam sięgnąć do sznureczków gorsetu i zakręciła się wokół własnej osi aż upadłam na wersalkę.
     Lucy zachichotała, podniosła się z pufy i zwróciła twarzą do mnie.
     - Alice co robisz?- spytała poprawiając swoją suknię i spoglądając na mnie jednym okiem.
     - Ten cholerny gorset jest za ciasny. Ledwo żyję. I co to do cholery wszystko znaczy? Jest Haloween czy jakaś średniowieczna imprezka na, którą nie mam ochoty iść?-  jednym tchem  wyrzuciłam z siebie słowa, a Lucy aż zatkało.
     - Alice gdzie twoje maniery! Jak mama się dowie że używasz tak niegodnych kobiety słów to będziesz musiała pomagać służącym.- odparowała z gniewem. Zaszeleściła suknią i przepchnęła się przez drzwi.
     Coś mi tu nie pasuje. Rodzice Lucy zginęli gdy była mała. Wyjechali na dwór królewski odwiedzić rodzinę i napadła ich zgraja strzyg. Lucy była wtedy w Akademii Św. Władimira. Strzygi zabiły jej rodziców a ciała jej siostry nigdy nie znaleziono. Później zaopiekował się nią jej wujek, ojciec Mii.
     Mocowałam się chwilę z suknią i ruszyłam za Lucy - a nie łatwo było biegać w wysokich butach, cholernie ciężkiej sukience i pieprzonym gorsecie- ciężko dysząc dopadłam do salonu, oparłam się o framugę drzwi i odgarnęłam włosy za uszy.
     - Lucy… błagam…nie mów nic… twojej mamie. Proszę.- wysapałam.
     - Dobrze, ale… Alice czy ty biegłaś tu całą drogę?- wykrzyknęła.- wyglądasz jak półtora nieszczęścia.
Uśmiechnęłam się a raczej skrzywiłam. Przechodząca obok nas kobieta wydała okrzyk zdumienia.
     - O mój boże. Nic ci nie jest panienko? Wyglądasz okropnie.- skrzeczała jak wrona - Moja droga zawsze wiedziałam, że będą z tobą kłopoty, ale żeby zniszczyć tak misterną pracę w mniej niż pięć minut.- załamała ręce i pokręciła głową.- Cała praca na nic. - pociągnęła mnie za rękę z powrotem do pokoju. Obejrzałam się przez ramie i napotkałam współczujące spojrzenie Lucy.

     Piętnaście minut później- najokropniejszych piętnaście minut mego życia - mogłam się już pokazać na przyjęciu.
     - Kto przyjdzie na bal?- spytałam Lucy gdy szłyśmy w stronę sali balowej.
     - Przedstawiciele rodów królewskich i królowa Aleksandra .- odparła Lucy na co ja rozdziawiłam usta. - Spotykają się tutaj tylko dlatego, że to miejsce jest dobrze strzeżone i mamy ogromną salę balową. To zaszczyt, że królowa uważa nasz dom za bezpieczny i pozwala nam przyjść na przyjęcie. Oczywiście wszystko przygotowujemy my.- spojrzałam na nią zdziwiona.
     - Nie uważasz że to królowa powinna być zaszczycona mogąc u nas zrobić przyjęcie?
Spojrzała na mnie przestraszona.
     - Ależ oczywiście, że nie. To zaszczyt służyć królowej i rodom królewskim.- odparła stanowczo a ja westchnęłam zrezygnowana.


     W drzwiach sali stanęła królowa Aleksandra. Była bardzo młoda jak na królową - choć Wasylisa Dragomir jest od niej młodsza - rude włosy miała spięte w wysoki kok i diadem na głowie wysadzany kamieniami księżycowymi. Na szyi  miała złoty łańcuszek z literą A, a na lewej ręce pierścień. Pewnie rodzinna pamiątka. Sygnet przedstawiał węża wyglądającego jakby owijał się wokół jej smukłego palca. W miejscu oczu miał małe rubiny. Jej szczupłe ciało opinała swobodnie puszczona wokół bioder szkarłatna suknia, która idealnie pasowała do jej włosów. Wszyscy ukłonili się nisko.
     - Ależ proszę przestańcie.- powiedziała cicho królowa.- Nie przyzwyczaiłam się do ukłonów. Chcę czuć się wam równa a nie lepsza od was. Nie chcę przez takie traktowanie unosić się pychą. Pragnę tylko zrozumienia i waszego wsparcia.- uśmiechnęła się do poddanych i podeszła do jednej z pokojówek. Podała jej rękę i powiedziała.
     - Chcę aby wszyscy tu obecni - a mówiąc wszyscy mam na myśli także służbę - bawili się z nami. -pokojówka wydała okrzyk zdumienia i podziękowała wylewnie, a królowa posłała jej ciepły uśmiech i życzyła wszystkim dobrej zabawy. Widząc czujnych i spiętych strażników lekkim krokiem podeszła do nich i złapała jednego za rękę - chyba miał na imię Jack - wciągnęła go na parkiet i zatopili się w tłumie.
     Zdziwiona patrzyłam na wyczyny królowej.
     - Alice co o tym myślisz?- spytała zaskoczona Lucy.
     - Ja nie myślę ja to widzę.- odszepnęłam.
W końcu wzruszyłam ramionami i porwałam do tańca faceta, który stał najbliżej, lecz gdy tylko spojrzałam na swojego partnera...doznałam szoku.

sobota, 8 lutego 2014

Dom zagadek

     Skrzypnięcia… trzaski… ciche jęki… strach. Kurz unoszący się w powietrzu przysłonił większą część schodów ukrywających się za drzwiami. Zerwałam pajęczynę trzęsącą się ręką i weszłam na strasznie skrzypiące schody. Oparłam się o ścianę żeby nie spaść i zobaczyłam rzeźbioną poręcz z ciemnego drewna. Naciągnęłam  rękaw na dłoń i złapałam się poręczy. Wchodząc po stromych schodach zauważyłam rysunki na ścianach. Niezrozumiałe słowa napisane zgrabnym pismem starły się z wiekiem. Zatrzymałam się przed rzeźbionymi drzwiami. Winorośl pięła się od spodu drzwi oplatając klamkę i wijąc się ku górze by na samym ich szczycie wypuścić owoc. Było to przepiękne. Śledząc dłonią piękny wzór zauważyłam klamkę ze złotym odpryskiem. Pociągnęłam za nią a ona zaskrzypiała przeraźliwie. Jakaś zapadka przeskoczyła w drzwiach więc szarpnęłam. Drzwi ani drgnęły. Za to tuż nad klamką zauważyłam małą strzałkę wskazującą na ścianę obok. Starłam z niej kurz rękawem i ujrzałam napis.

Kieruj się jękiem drzew.
Schodząc ze schodów i patrząc „wstecz”
Zauważysz to czego chcesz.
Pod twymi stopami kryje się klucz
Do „Domu Zagadek”.


     - Patrząc wstecz.- śledząc wzrokiem tekst próbowałam domyślić się o co chodzi. - Schodząc ze schodów i patrząc "wstecz". Pod twymi stopami kryje się klucz.- nagle mnie olśniło.
Rzuciłam się po schodach i podbiegłam do łóżka. Podniosłam z ziemi plecak i wyjęłam z niego długopis. Przyklęknęłam na podłodze i podważyłam jedną z desek. Odrzuciłam ją na bok i włożyłam rękę do dziury.  Było w niej pudełko i coś… jakby książka . Napisane na niej było tylko I.W. Odłożyłam ją i otworzyłam pudełko. Był w nim wisiorek, tylko że zamiast jakiejś ozdoby na łańcuszku wisiał klucz.
     Straszliwe skrzypienie schodów towarzyszyło mi gdy próbowałam znaleźć dziurkę od klucza. Zobaczyłam ją na samym środku drzwi. Włożyłam klucz i przekręciłam. Coś trzasnęło i drzwi uchyliły się przede mną.
     Za drzwiami było małe pomieszczenie. Całkiem puste nie licząc wielkiego lustra opartego o jedną ze ścian. Z rozczarowaniem wróciłam do pokoju i otworzyłam książkę znalezioną pod podłogą. Po chwili zrozumiałam, że to pamiętnik. Otworzyłam go na pierwszej stronie.

Ten dom jest przerażający. Nie mogą tu zostać, bo oszaleję tak jak inni. Jedyną rzeczą która pozwala mi pozostać świadomą jest ten zeszyt.
 
  Pierwsze strony pisane były codziennie, ale dalszą  część dzielił długi odstęp. Przewróciłam kilkadziesiąt stron i natrafiłam na ciekawy fragment.

Nie mogą zabrać lustra!
Nie mogą nie mogą nie mogą nie mogą nie mogą nie mogą
 nie mogą nie mogą nie mogą nie mogą nie mogą nie mogą
 nie mogą nie mogą nie mogą nie mogą nie mogą nie mogą
 nie mogą nie mogą nie mogą nie mogą nie mogą 
nie mogą.

Muszę coś zrobić. To lustro jest moje moje moje moje. Za często znikałam. On zauważył. Wiedziałam, że w końcu zauważy. Nie może mi tego zrobić.
Wiem! Ukryję lustro na poddaszu. Tylko ja mam klucz.
Za dużo tam przeżyłam żeby móc odpuścić. To jest jedyna ucieczka od rzeczywistości. Tylko tam potrafię żyć. Tam jest moje miejsce. Jednak Icey uważa inaczej. To przez nią On chce zniszczyć mój skarb.
Mój skarb.


     - Wow- te strony przypominały bełkot szaleńca. Jednak coś było nie tak z tym lustrem. - Co to za dziwne lustro?- ruszyłam biegiem na poddasze i stanęłam  pięć metrów od lustra.
     - Wygląda nieszkodliwie.- ruszyłam w jego stronę i nagle potknęłam się o wystającą deskę i upadłam jak długa. Dziwne, że nie zbiłam lustra. Przecież byłam zbyt blisko, musiałam uderzyć w nie ręką. Podniosłam głowę i doznałam szoku. Moja ręka aż po łokieć zniknęła w lustrze. Rozdziawiłam usta i cofnęłam ją jak najszybciej.
     - Co to do cholery jest!- wykrzyknęłam odsuwając się. Wstałam i obeszłam lustro dookoła.  Nic nie zobaczyłam. Zwykłe lustro.
     Podeszłam do niego i spróbowałam dotknąć, ale ręka przeszła przez nie jak przez masło.
- A jakbym tak…- i włożyłam tam nogę. - A co mi tam. Nikt mnie za to nie zabije. - i wskoczyłam do lustra.